Kiedy wrócił zmęczony, załamany, wyczerpany zastał w domu – w swoim własnym
domu – obcego młodego człowieka, którego przygruchała sobie jego żona.
Kobieta płacze, ubolewa. „Ludzie mówili – tłumaczy się – że wszyscy, którzy byli
w obozie pracy, zginęli”. Myślała, że mąż nie żyje. Gdyby wiedziała, że żyje, nie zrobiłaby czegoś takiego.
Płakała ona i on też płakał. Przeprowadzono rozwód.
Przypadek drugi.
Do tego samego rabina przybyło małżeństwo Langmanów. On nazywa się Moryc
i ma 34 lata. Ona ma na imię Regina, z domu Goldman. Liczy sobie 24 lata. On {17} urodził się we Frankfurcie nad Menem, a ona w Offenbachu. Oboje są dziećmi polskich Żydów.
Oboje są piękni, inteligentni, wysocy i zdrowi. Wyglądają na aryjczyków. gŚlub
wzięli 30 grudnia 1937 roku we Frankfurcie.
Niedługo po ślubie jako obywateli polskich wydalono ich z Niemiec632. Urządzili
się w Warszawie na Świętojerskiej. On zajmował się handlem. Nie byli jednak szczęśliwi. Nie mieli dziecig.
Na początku lata 1940, kiedy z powodów zawodowych był na ulicy Granicznej,
pękła mu copaskac. Nie zauważył, że copaskac spadła mu z ramienia, za to polski policjant, owszem, zauważył to. Zatrzymał go i odprowadził na Daniłowiczowską633.
Nie pomogły żadne wykręty, tłumaczenie się. Postawiono go przed sądem. Dostał
rok więzienia.
Kiedy po roku opuścił więzienie {18} na Mokotowie i wrócił do domu, zastał tam
innego mężczyznę, gktóry go zastąpiłg.
Udali się do rabina. Żadne z nich nie płakało. Zachowywali się swobodnie. On
rzekł: „Skoro już mnie nie kochasz, musimy się rozstać”. Ona przytaknęła. I rzeczywiście się rozstali.
gWyjątkowy przykład moralnego upadku stanowi pani K.
Małżeństwo K. z początkiem lata 1939 wybrało się na wspaniałą wycieczkę do
Ameryki na nowojorską wystawę.
Na statku pani K., ładna i inteligentna, poznała pewnego młodzieńca, który również
podróżował z Warszawy do Nowego Jorku.
Odbywali potajemne schadzki w Ameryce. Po powrocie do Polski spotykali się
dalej, również w największej tajemnicy.
Wybuchła wojna. Skończyły się {19} bombardowania. Oboje zostali przy życiu.
Znów zaczęli się spotykać.
Powstało getto. Ksiądz wyrobił pani K. cprzepustkęc upoważniającą do przechodzenia przez wachę. Została zatrzymana przez polskiego policjanta. Nie miała przy sobie takiej sumy, jakiej żądał policjant jako „wykupne”. Groziło jej więzienie. Dała mu w zastaw swój pierścionek i poprosiła o odwiezienie do domu – tam zapłaci mu żądaną sumę, a on zwróci jej pierścionek.
I tak się rzeczywiście stało. Mąż jednak dowiedział się o wszystkim.
632 Zob. przyp. 425.
633 W 1823 r. na tyłach warszawskiego ratusza przy ul. Daniłowiczowskiej 7 powstał Areszt Centralny, po 1863 r. i na pocz. XX w. był on rozbudowywany; budynek spłonął podczas powstania warszawskiego.