Oprócz nich są tak zwani donosiciele prywatni. Bywają nimi różni mieszkańcy,
którzy polskiej policji, pracownikom „curzędu skarbowegoc” [9] lub agentom wydają
Żydów prowadzących „trefne” interesy.
Jako że wszystko, co Żyd posiada i czym handluje jest trefne, policja ma pole do
popisu. Z wymuszonych na Żydach pieniędzy donosiciele dostają swoją część.
Spośród wielu podobnych warto wspomnieć jeden fakt, który dobrze ilustruje to,
o czym mowa.
W domu przy Miłej 9 mieszka pani Tojba Zisl, sprzedawczyni bajgli, kobieta 35-letnia. Jej męża, zawodowego złodzieja, Niemcy zamknęli w więzieniu mokotowskim i tam rozstrzelali.
Przed wojną mąż uprawiał złodziejski fach, a kobieta sprzedawała bajgle. Dziś jest
ona donosicielką z gatunku „donosicieli prywatnych”.
W ciągu jednego tygodnia w styczniu 1942 wydała polskiej policji następujących
sąsiadów z tego samego domu.
[10] Abraham Ocap, ostatni biedak, który z żoną i dziećmi przymiera głodem.
W swojej suterynie ma młynek ręczny, trochę większy od młynka do kawy. Sąsiadki
z podwórka, gdy zaopatrzą się w kilo lub pół kilo ziarna, idą z tym do Abrahama Ocapa, a on za parę groszy im to zmiele.
Pewnego wieczoru drzwi do suteryny otwarły się i weszło 2 polskich policjantów.
„Przyłapali” Ocapa na przestępstwie polegającym na prowadzeniu tajnego „młyna”.
Chcieli Ocapa aresztować i zaprowadzić na komisariat, lecz „rozmyślili się” i za sto zł łapówki zgodzili się nie aresztować go i nie konfiskować „młyna”. „Fabrykant” nie miał takiej sumy. Razem z żoną i dziećmi poszedł po prośbie do wszystkich sąsiadów. Po dłuższym czasie rodzina Ocapów zebrała żądaną sumę minus jeden złoty. Była to robota Tojby Zisl, handlarki bajglami.
[11] Nazajutrz 2 innych policjantów przyszło do mieszkania p. Graniewicza. Zobaczyli leżące na stole zegarki.
Zapytali go, czy ma zezwolenie na handel zegarkami. Graniewicz takowego nie miał.
Policjanci przeprowadzili bardzo dokładną rewizję, lecz niczego więcej nie znaleźli.
Zrobili Graniewiczowi rewizję osobistą i znaleźli 135 marek niemieckich w gotówce.
No, to jawne przestępstwo...
Koniec końców opuścili mieszkanie – za cenę 135 marek, 2 zegarków i 200 zł.
Znów była to robota Tojby Zisl...
Po wyjściu z mieszkania Graniewicza ci sami 2 policjanci udali się do mieszkania
p. Abrahama Piekarskiego, dawnego kupca tekstylnego na ulicy Gęsiej683.
W jego mieszkaniu wywrócili wszystko do góry nogami. Szukali w piecach [12]
i łóżkach, lecz niczego nie znaleźli.
W końcu przyczepili się do kilku ubranek dziecięcych, że to na sprzedaż, a ponieważ Piekarski nie ma koncesji, chcieli ubranka skonfiskować, a jego samego aresztować za szwindel. Sprawę załatwiło 500 zł, które Piekarski wręczył im, żeby się odczepili.
2 dni później kilku agentów przyszło do Rubinsztejna, biednego cmalarzac. Zrobili
rewizję i znaleźli kilka kilo waty. Grzech wyszedł na jaw: Rubinsztejn prowadzi tajną wytwórnię watowanych ckołderc.
683 Przed wojną na ul. Gęsiej były sklepy z wyrobami tekstylnymi Icka i Mordki Mendla Piekarskich (oba w domu pod nr 4). Zob. WSB 1936/37, s. 609.