RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Pisma rabina Szymona Huberbanda

strona 59 z 397

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 59


się wyludniła. Lecz wkrótce zaczęli pokazywać się ludzie: najpierw jeden człowiek, a za nim następni. W krótkim czasie na ulicy zapanował taki ruch jak za normalnych czasów. Strażnicy LOP w ogóle już na to nie reagowali i go nie wstrzymywali. Wszyscy mieszkańcy domu, jakby instynktownie, zebrali się natychmiast na podwórzu. Przyglądali się niedokończonym cschronomc na placu Niepodległości i postanowili zrobić na podwórzu własny cschronc. Na początku chciano na ten cel przeznaczyć zabytkową piwnicę, która zaczyna się u nas na drugim podwórku i wedle rozpowszechnionej w mieście legendy ciągnie się całymi kilometrami, hen, daleko poza miasto. Otworzyliśmy drzwi do tejże piwnicy i po połamanych schodkach zeszliśmy do pierwszego korytarza. Było tam tak duszno, że płomień zgasł i mimo licznych prób nie zdołaliśmy ponownie go rozpalić. W świetle elektrycznych [14] latarek próbowaliśmy iść dalej. Tlenu było tak mało,
ponieważ od lat nie docierało tu świeże powietrze; niemal się udusiliśmy. Piwnicę,
która przetrwała tyle stuleci i wyglądała na bardzo solidną, musieliśmy opuścić, porzucając wszelką myśl o przerobieniu jej na cschronc. Dlatego postanowiliśmy niezwłocznie przystąpić do przerobienia na cschronc piwnicy pod naszym trzypiętrowym budynkiem. Zaczęliśmy od usuwania wody, która się tam zebrała. Usuwaliśmy ją za pomocą piasku. Następnie wzięliśmy trzy kuczki, które przez cały rok stały na podwórku, i z ich rozebranych desek zrobiliśmy podłogę. Wciąż pouczano nas o zagrożeniu gazowym, dlatego wzięliśmy cstolarzac, który wszystkie okienka piwniczne zabił grubymi deskami dociętymi na wymiar, żeby nie było żadnej szpary, przez którą gaz mógłby się dostać do środka. Baliśmy się, że w deskach może być jeszcze szpara, więc napełniliśmy worki piaskiem i położyliśmy je na oknach. I tu pojawiło się pytanie: co się stanie, kiedy drzwi do piwnicy zostaną zasypane i trzeba będzie ratować się ucieczką przez okno, a skoro okna są zabite, to czy ucieczka będzie możliwa? Lecz strach przed gazami trującymi był tak wielki, że woleliśmy, [15] by okna były zabite.
Moja żona chodziła po aptekach, żeby kupić trochę lekarstw, lecz niczego już
nie można było dostać, żadnej waty, gazy, jodyny, waleriany itp. Sody oczyszczonej, która jest potrzebna do tamponów w masce gazowej, w ogóle nie było. O masce przeciwgazowej można więc było tylko pomarzyć. Była nie do dostania za żadne skarby świata. Mijała godzina za godziną. Ludność powoli przywykała do atmosfery wojny. Każdy robił ostatnie zapasy i zakupy na miarę własnych możliwości. W ostatnich godzinach przed szabatem kobiety zaczęły gotować ryby, mięso i inne przysmaki, by uczcić święto. Lecz wkrótce rozniosła się po mieście wiadomość, że pobliskie Radomsko kilka godzin wcześniej zostało zbombardowane i zginęło wiele ludzi. Opowiadano również o rannych w pobliskiej wsi Moszczenica [?]28, których przywieziono do piotrkowskiego szpitala miejskiego. Zostali oni ranni podczas bombardowania wsi kilka godzin wcześniej.
Ludzie zaczęli w pełni odczuwać grozę wojny.
Okna były zalepione niebieskim papierem. Światło zapalano jak zwykle. Przez
zakryte okna nie wydobywał się na zewnątrz żaden błysk. U nas [16] modlono się w piątek wieczorem jak zwykle. Między [modlitwami] minchą a maariw alarm został odwołany. Wśród zebranych na modlitwę zapanowała wielka radość. Wszystkim spadł kamień z serca. Niedługo potem, po upływie około 10 minut znów ogłoszono alarm. Z ciężkim sercem ludzie rozeszli się bez słowa. W czasie kolacji szabatowej znów odwołano alarm.



28 W oryg. Maczenic. Zapewne wieś Moszczenica leżąca na północ od Piotrkowa.