RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Pisma rabina Szymona Huberbanda

strona 75 z 397

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 75


rękopisy obu rozpraw naukowych, które teść wziął ze sobą i które w niezrozumiały
sposób, niemalże cudem ocalały.
Wyszliśmy z ruin. Było cicho, jak makiem zasiał. Nie było widać żadnego człowieka
ani żadnego śladu życia. Co kilka kroków natykaliśmy się na zmasakrowane ciało.
Walały się oderwane głowy, ręce, nogi, różne [59] części ludzkiego ciała i wnętrzności.
Brnęliśmy wśród ruin, szukając żydowskiego mieszkania, by móc tam się zatrzymać. Spotkaliśmy żydowską dziewczynę, która – jak mówiła – bardzo cieszy się na nasz widok. Wyjawiła, że jest córką reb Jekla Krejtmana i powiedziała, że ojciec wraz z kilkoma innymi Żydami najęli furmankę i wywieźli ciała naszych poległych męczenników na cmentarz. Z pogrzebem czekali na nas. Mówiła też, że obecnie w Sulejowie znajduje się już około 20 Żydów. 10 z nich przebywa w ich tartaku pod miastem, który przetrwał bombardowania. Jakichś 5 Żydów zatrzymało się w domu żony Szmuela Szocheta68, która też się uratowała, a innych 5 jest w domu u Wowy69, który tak samo ocalał.
Bardzo nas prosiła, żebyśmy zatrzymali się u nich. Z chęcią przyjęliśmy jej zaproszenie.
U p. Krejtmana nie było izb mieszkalnych. Stało tam kilka baraków. Zagospodarowaliśmy się w jednym z nich. Pani Krejtman ugotowała pod dostatkiem kartofli i kawy, którymi wszystkich poczęstowała, jak również podzieliła się jednym z 2 bochenków chleba, jakie posiadała.
W sobotę, 9, wstaliśmy bladym świtem. Razem z tymi kilkoma Żydami i p. Krejtmanem poszliśmy [60] do miasta. Wynajęliśmy 2 furmanki i zawiązawszy nos chusteczką, zaczęliśmy zbierać spalone, zmasakrowane ciała, żeby je pochować zgodnie z obyczajem żydowskim. Przez miasteczko przeciągały tłumy Żydów powracających do różnych miast i miasteczek. Zatrzymywaliśmy ich, prosiliśmy, żeby nam pomogli w pracy, lecz oni odmawiali. Załadowaliśmy na furmankę stos ciał i ludzkich szczątków. Razem z teściową pojechałem tą furmanką na cmentarz70. Natknęliśmy się tam na 3 ciała naszych poległych męczenników. Zapłakaliśmy gorzko i zaczęliśmy przygotowywać pochówek, który miał się odbyć nazajutrz w niedzielę.
Rozładowano furmankę z martwymi ciałami. Ciała położono na zewnątrz, wzdłuż
muru cmentarnego. Furmanka zrobiła nowy kurs po męczenników. Kiedy wyszliśmy z cmentarza, zobaczyliśmy przerażający widok, jak psy, świnie i kury rwą martwe ciała i pożerają szczątki. Próbowaliśmy je odegnać, rzucając kamienie, lecz psów było tak dużo, że nam się to nie udało.
Przyjechała druga furmanka z ciałami. Wraz z ludźmi, którzy nią przybyli, ledwo
udało nam się [61] przegonić psy i świnie. Tym sposobem do wieczora przewieziono



68 Brak bliższych informacji o tej osobie. Nie wiadomo, czy w tym przypadku Szochet to nazwisko, czy zawód (hebr. rzezak).
69 Brak bliższych informacji o tej osobie.
70 W szabat nie wolno przenosić przedmiotów, a zwłaszcza martwego ciała: należy ono do kategorii rzeczy, których w świętym dniu nie wolno nawet dotknąć. Obowiązuje też zakaz jeżdżenia i najmowania kogokolwiek do pracy. Ze względu na wagę pochowania zwłok w stanie niezdezintegrowanym, a może także w obawie przed powstaniem epidemii, autor zdecydował się złamać te przepisy.
Pochówek odbył się jednak w niedzielę, gdyż w szabat obowiązuje zakaz naruszania ziemi.