Wyrwali stare, historyczne macewy, w tym także wiele przykładów dawnej sztuki,
i zrobili z nich cchodnikc.
Wigilia Sukot. Mówi się, że poprzedni prezes rady gminy Zalman Tenenberg, przywódca „bundowski”, nawiązał kontakt z Oberbürgermeistrem, gdy przekazywał mu kontrybucję. Tenże Zalman Tenenberg ma oficjalnie przejąć kierownictwo gminy. Miał się zobowiązać do dostarczania codziennie wymaganej liczby robotników, żeby ustały łapanki i rewizje w żydowskich mieszkaniach.
[16] Pierwszy dzień Sukot181. W całym mieście prawie nie ma kuczek. Nawet ci
Żydzi, którzy mają kuczkę na balkonie, boją się otworzyć w niej dach, a co dopiero
mówić o tym, by ktoś spróbował zbudować kuczkę na podwórzu.
W całym mieście nie ma również ani jednego etrogu i lulawu. Pierwszy raz w długiej historii żydowskiego osadnictwa w Piotrkowie zdarzyło się, by w trakcie świąt nie można było w kuczce nawet wyrecytować Sze-he-chejanu ani powiedzieć błogosławieństwa nad etrogiem.
Półświęto. Potwierdzają się pogłoski, że gmina utworzyła Arbeitsamt i zaczyna
rozsyłać do ludzi wezwania, by dobrowolnie stawili się do pracy. Czy to będzie chronić przed łapankami i rewizjami – tego jeszcze nie wiadomo.
Wigilia Hoszana Raba182. Pukanie do drzwi. Teściowa otwiera. Wchodzi Szlomo
Pelc z wielkim naręczem witek wierzbowych183. Przez wszystkie lata był on jedynym dostawcą witek i obecnie też zdobył je przez jakiegoś Polaka. [17] Dał mi wiązkę i zażądał 50 groszy. Dałem mu 2 zł. Uderzanie witkami to przecież jedyna micwa, jaką można spełnić podczas tegorocznego święta.
gŁapanki na roboty, odkąd kilka dni temu gmina zaczęła wysyłać ludzi do pracy, osłabłyg.
Hoszana Raba. Nadal modlę się sam. Żydzi nie wychodzą ze swoich kryjówek;
nawet sąsiedzi boją się składać sobie wizyty.
Szmini Aceret. Znów to samo: modlę się sam. W całym mieście nie ma minjanu.
Wieczór. Pukanie do drzwi. Otwieramy. Na progu stoi jakiś obcy Żyd. Wpuszczamy go. Powiada, że przyjechał z Łodzi, żeby tu kupić chleb, który chce zabrać ze sobą, bo tam bardzo zdrożał. Ów łodzianin opowiada o dyskryminacji i prześladowaniach, na jakie wystawieni są łódzcy Żydzi. Zarówno w Rosz ha-Szana i Jom Kipur, jak i w pozostałe dni, które wszystkie były [18] okropne, obcinają brody, łapią na roboty, robią rewizje u Żydów w domach, zabierając im wszystko, co posiadają; rugują Żydów z ich fabryk, domów, sklepów i warsztatów; prześladują ich i szykanują na każdym kroku.
Ów człowiek mówił też, że w nielicznych domach Żydzi ustawili kuczki, uprzednio
zapłaciwszy cstróżomc grube pieniądze, bo ci grozili [doniesieniem] na gestapo. To
jednak nic nie pomogło, bo w świąteczną noc gestapo zawiadomiło gminę, że kuczki należy natychmiast rozebrać. Dlatego rabin Trejstman184, mając na względzie bezpieczeństwo ludności żydowskiej, w pierwszy dzień świąt objeżdżał dorożką wszystkie ulice, gdzie mieszkają Żydzi, i zarządził, że trzeba natychmiast rozebrać kuczki. W wielu miejscach napotkał Żydów stojących rzędem jeden za drugim, z których każdy
181 Czyli 28 września 1939 r.
182 Czyli 3 października 1939 r.
183 W oryg. hoszanot.
184 Rabin Szolem Trejstman, zob. Losy Żydów łódzkich, dok. 18, 19, 25, 37.