RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Pisma Pereca Opoczyńskiego

strona 114 z 530

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 114


76 Pisma przedwojenne [6]

Stukot kół porywał i głuszył słowa, ale z ruchu ręki przesuwającej się po gardle oraz z przestrachu, jaki malował się na twarzy ostrzegającego, wnioskowaliśmy, że igramy ze śmiercią. Położyliśmy się więc płasko na plecach i leżeliśmy tak nieruchomo. Zapanowała ciemność, na krótko rozjaśniana tu i ówdzie żółtymi światełkami. Trwało to przerażająco długo, zdawało się ciągnąć bez końca, ale my wiedzieliśmy, że aby stała się światłość, najpierw muszą zapaść głębokie ciemności...

Musieliśmy przetrwać, bo przecież jechaliśmy do domu. Żaden z nas nie myślał o śmierci, bo tę zostawiliśmy za sobą, na przyfrontowych włoskich szosach, na historycznej „czerwonej drodze”127. Czuliśmy, że teraz niewoli nas życie, a jego pęta są słodkie i nie przypominają kajdan z Alp Julijskich...

Nieprzenikniona ciemność jęła z wolna szarzeć, aż ukazała nam się wąska smuga światła niczym w uchylonych drzwiach. [4] Po chwili jasność wdarła się z całą swą siłą. Odetchnęliśmy głęboko i usiedliśmy. Śmiały się nasze oczy oślepione słońcem. Chciało się nam błogosławić i obejmować cały świat: ach, jak piękne jest życie!... Naraz nasze twarze stężały. Jakieś pięćdziesiąt kroków od tunelu leżało trzech ludzi w rosyjskich mundurach. Głowy rozpłatane, usta zalane krwią, ale... uśmiechnięte, jakby konając po upadku z dachu, zobaczyli dom...

Nie położyli się, kiedy pociąg wjechał do tunelu i aa[...]aa

Niedługo potem pociąg się zatrzymał i miał tak stać sześć godzin. Sześć godzin, które były wiecznością. Któż mógłby tak długo czekać? Zeszliśmy więc na peron i poszukaliśmy innego składu, który właśnie miał ruszać. Zmienialiśmy pociągi jak rękawiczki. Ten był już piątym z kolei, potem wskoczyliśmy na szósty. Tak minęła pierwsza, a potem druga doba naszej podróży. Byliśmy coraz bliżej domu.

Dojechaliśmy do przedmieść Wiednia i dalej puściliśmy się już piechotą, bo tak było bezpieczniej. Wiedeń wyglądał jak jeden wielki obóz wojskowy. Dworce i pobliskie ulice zapełniły się żołnierzami powracającymi z frontu. Osobliwie pobudzeni krzyczeli jeden przez drugiego jak chłopi na jarmarku. Plątały się im języki.

Czerwono oznakowani strażnicy wiedzieli, że władza należy do nich, ale nie mieli pojęcia, co z nią zrobić. Nie mogli być zbyt surowi, aby nie uchybić wolności...

Wyczuwając to, śmiało pomaszerowaliśmy w kierunku Dworca Wschodniego. Napotkany policjant poradził nam, żebyśmy poszli do punktu zbornego dla jeńców, ale my ruszyliśmy za żołnierzami.

Trzy dni później stanęliśmy na moście w Opocznie, którego po jednej stronie pilnowali Niemcy, a po drugiej polscy legioniści. Niemcy byli srodzy, sprawdzali, czy mamy broń. Zgrywali chojraków, ale wkrótce aa[...]aa

[5] Kiedy doszliśmy do Łodzi aa[...]aa cesarza Wilhelma128!...

Kilka dni później polska młodzież odbierała naładowaną broń wielkim, grubym Niemcom, a ci oszołomieni stali i patrzyli, nie pojmując, co się dzieje. Niczym kora z powalonego dębu opadł z nich niemiecki pancerz, skończyły się dyscyplina i dyktatura knuta...