RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Pisma Pereca Opoczyńskiego

strona 117 z 530

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 117


Pisma przedwojenne [6] 79

pleśnieje, a spleśniałego sprzedawać nie będzie i tyle! Nazajutrz Chaskiel odtoczył beczkę zakwasu w kąt podwórza. „Szlachetna” znów zaszyła się w domu i całymi dniami cerowała, naprawiała łaszki chłopców, którzy powydzierali je, łobuzując na podwórzu. Nie chciała też dać satysfakcji Jokiltowej, która rzuciłaby jej z naprzeciwka spojrzenie wyraźnie mówiące: „Ażeby was tak, delikatesy! Pracować [3] jak ja i mój mąż. Nie wypada ci iść z koszem na targ?! A niech was szlag!”. Kiedy pieniądze z Chaskielowego uczenia zaczęły się kurczyć, a goj, który wynajął ich sklep w Pącznie, jakoś nie kwapił się z przysyłaniem czynszu, „Szlachetna”, nakładając swój ślubny jedwabny płaszcz, wymknęła się cichcem w poszukiwaniu pracy przy szyciu i szydełkowaniu.

Było to tuż przed Chanuką. Spóźniona zima sypnęła mokrym śniegiem. Ściany w Chaskielowej izbie zwilgotniały i pokrył je grzyb. Trzeba było grzać, palić, choćby w żelaznym piecyku, ale nie było czym. „Szlachetna” znalazła więc w jakimś magazynie zlecenie na wełniane dziecięce czapeczki. Siedziała od rana do wieczora i zgrabiałymi palcami przekładała oczka, żeby zarobić na kawałek chleba. Chłopcy nie bawili się już na podwórku, bo było zimno, ale i w domu nie było lepiej. Leżeli więc w łóżkach i wołali:

– Chleba! (cdn.)

[1] II שזדאל ןײק טיצ רענשטנאפ ליקסאכ [Chaskiel Pączner przeprowadza się do Łodzi, cz. II]

Było to jednego z tych chłodnych dni, kiedy „nawróceni” chasydzi z gerskiego sztybla spostrzegli, że ten skurczony, nisko pochylony Chaskiel jest bieglejszy w Piśmie od nich wszystkich razem wziętych. Jakiś bardziej liczący się zawołał, że można by Chaskiela uczynić szamesem. Ucieszył się ten niegdysiejszy zięć bogacza, ale uśmiechał się nieco zawstydzony… Zdawało się nawet, że już, już powie, iż komuś takiemu jak on szamesować nie wypada, bo bodaj inni mieli taką parcelę w pączyńskim rynku jak on, ale nic nie rzekł. Ogarnęło go zadowolenie. Poza tym był tak zmęczony nauczaniem i ciągłym poszukiwaniem zarobku, że przyjął tę posadę.

Nazajutrz jęli Żydzi kręcić się pod jego drzwiami i wołać:

– Czy tu mieszka szames? Tak?

Chaskielowa rzuciła spłoszonym wzrokiem na przeciwległe drzwi Jokiltowej, czy przypadkiem ta nie widzi jej upadku i cicho rzekła:

– Tak.

Chaskiel szames pomału jął handlować na szalosz seudot i melawe malka piwem, które bardzo przypadło do gustu „nawróconym” chasydom. Dostarczał też ciastek i wódki136, z dnia na dzień coraz bardziej wprawiając się w rozmaitych posługach.

Chaskiel jakby zapomniał o pączyńskim majątku, o dawnej świetności. Dobrze mu było szamesować, a i jego dzieciom spodobało się przywożenie piwa do sztybla i noszenie flaszek na głowach, nosach i na językach. Naraz zjawił się rudy Jehosze, nocny stróż, który w tych ciężkich czasach nie miał pracy, bo nikt nie składował towarów i nie było czego pilnować. Jehosze zaczął natarczywie: