RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Pisma Pereca Opoczyńskiego

strona 131 z 530

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 131


Pisma przedwojenne [6] 93

Dwa domy dalej stała Brocha, córka szojcheta. Wystrojona tkwiła tak przed drzwiami, nucąc jakąś melodię. Co chwila gładziła sobie wysoko upięty kok i spozierała w małe miedziane lusterko. Jak tylko zobaczyła Mojszego, jej spłoszone oczy zaczęły błądzić to tu, to tam, wprost nie mogła ustać w miejscu.

Ku zgryzocie swego ojca szojcheta, Brosze nie podobali się inni chłopcy. W przeciwieństwie do pozostałych, ubogich dziewcząt, zeszła na „czerwoną ścieżkę” tylko przez wzgląd na Mojszego. Wiedziała, że żadna nie może się mierzyć z jej urodą, a Mojsze, nim został „sycylistą”164, oglądał się za ładnymi buziami. Teraz jednak na nic zdawały się jej sztuczki. Mojsze przyjaźnił się z najbrzydszymi, z córkami Moki szmaciarza, z dziewkami służącymi i im podobnymi. Na nią nie patrzył w ogóle.

Stała tak więc, a jej oczy rzucały gromy: „Czekaj ty, jeszcze cię dostanę. Twoja rewolucja nie będzie trwać wiecznie...”.

Słoneczna kula żarzyła się na horyzoncie. Wokół niej piętrzyły się błękitne chmury, które u dołu układały się w zielonkawe, fioletowe i purpurowe pasma. W oczach mieniła się feeria barw. Chłodniejszy podmuch gładził znużone upałem twarze. Z pól, wzbudzając w sercach niedocieczoną tęsknotę, niosło się samotne wołanie kukułki.

Czerwoną ścieżkę w lesie rozpłomieniło zachodzące słońce. Jego blask spłynął też na marmurową rzeźbę matki z dzieckiem, stojącą u wejścia na ścieżkę. Coś płoszyło przemykające obok dziewczęta i kładło się na ich twarzach cieniem smutku. Figura zdobiła grób żony dziedzica zmarłej w połogu. Kobieta pochodziła z Włoch. Po jej śmierci pan wyjechał w świat. Majątek pustoszał, aż w końcu zupełnie się rozpadł. Pałac obrócił się w ruinę z powybijanymi szybami. Widać ją było dobrze zaraz za statuą.

Mojsze Manesens stał pod złamaną sosną i przemawiał do trzydzieściorga mężczyzn i kobiet siedzących w kręgu ze skrzyżowanymi nogami. Wszyscy byli czeladnikami lub robotnicami. Mężczyźni mieli czerwone lub niebieskie bluzy z paskami, nabrylantynowane czupryny, a niektórzy [8] nosili niebieskie albo czarne okulary. Kobiety poupinały włosy w kok. Na ziemi obok siedzących leżały czarne kapelusze z szerokimi rondami.

Po Mojszem Manesensie przemawiał Josl, chłopiec z jesziwy, który uciekł z bejt ha-midraszu w Łęczycy i przystał do gromady. Nosił chałat i kaszkiet. Pejsy miał zaczesane za uszy. Przemawiał przypowieściami niczym magid i za każdym razem przywoływał Mojżesza. Mówił, że Tora nie pozwala okradać biednych, ale czy rabusie czytają Torę? Że świat należy do pracujących i uciskanych. Do czego można to porównać? Do rzeki w czasie ulewy. Przez cały rok płynie ona spokojnie swoim korytem, aż nadchodzi deszcz i rzeka wzbiera i wzbiera. Deszcz tymczasem nie przestaje [9] padać i rzeka musi wystąpić z brzegów...

– Towarzysze i towarzyszki! Tej powodzi nie da się zatrzymać! Nadejdzie nasz czas! – wołał.

Zapadał wieczór. Wokół gęstniały cienie. Dziewczęta łapczywie chłonęły te piękne słowa i w sercach robiło się im tak lekko: „Och, jaki wspaniały to będzie świat, kiedy wszyscy przystąpią do socjalistów”...

Mówcy skończyli. Zgromadzeni spacerowali po ścieżce w parach, szepcząc między sobą. Czasem rzucał na nie trwożliwe spojrzenie przechodzący pobliską szosą jakiś wiejski domokrążca, który myślał sobie: „Co to za czasy, że chłopcy chodzą z dziewczętami