Pisma przedwojenne [7] 105
bardzo lubiła się bawić gałganami. Były kolorowe i pobudzały jej wyobraźnię. Zabierała tam inne dzieci i szyła ze szmat ubrania dla lalek, odziewała też swych towarzyszy zabaw w kolorowe spłachetki, sama wiązała sobie kokardy. Dzieci ją lubiły. Chanie zawsze podobały się barwne aksamity i hafty. [18] Zebrała ich całą górę zupełnie jak Rembrandt, po śmierci którego znaleziono w jego domu całą kolekcję. Pewnego razu Chana spadła ze strychu i przez kilka tygodni leżała chora i tak skończyły się zabawy z gałganami.
Na podwórzu rosła stara wysoka jabłoń. Rozkrzewiła się tak, że sięgała okien sąsiadów, dlatego za każdym razem obcinali jej gałęzie. W maju kwitła białym kwieciem i wyglądała jak biała chupa. Chana lubiła pod nią siadać. A kiedy kilka tygodni197 później pojawiały się na niej czerwone jabłuszka, zbiegały się na podwórze dzieci z całego miasta, by je zrywać, ale niestety łamały przy tym jabłoniowe gałęzie. Chana wracała wtedy do matki z płaczem, ale ta nie mogła nic na to poradzić. Dziewczynka patrzyła więc na drzewo z bólem i mówiła: „jesteś sierotą jak i ja”.
[19] Chana i jej brat mieli ten sam charakter, dlatego był on jej bliższy niż inni. W późniejszych latach bardzo zaważył na jej życiu. Był dumą jej rodziny, miał na imię Perec i miała nadzieję na to, że będzie najsławniejszy spośród wszystkich Pereców-literatów198. Uczył się w chederze, a potem w jesziwach. Wykazywał wielkie zdolności w nauce. Chana też miała szczególny do niej pociąg. Największą tragedią podobnych jej setek dzieci z ubogich miasteczek było to, że pod okrutnymi rządami nie mogły otrzymać wykształcenia. Na ten luksus stać było tylko bogatych. Dla biednych zamykały się drzwi. Prosiła mamę, żeby posłała ją do szkoły, ale ta odpowiadała, że nie ma pieniędzy. Dziewczyna czuła wtedy nienawiść do całego świata. Narastał w niej bunt, nie mogła usiedzieć, nie mogła pracować, ciągnęło ją gdzieś w nieznane.
Mama zaplotła jej długie włosy w warkocz i ubrała ją w nową sukienkę, która się Chanie bardzo podobała. [20] Powiedziała, iż zawiezie ją do swych bogatych krewnych w Łodzi i że będzie jej tam dobrze. Jej dziecięcą twarz rozjaśniła radość. Myślała, że będzie tam chodzić do szkoły. Bardzo się jej podobała ta podróż do Łodzi. Mijała spłachetki pól, wdychała zapach świeżo skoszonego siana. Została w Łodzi, a jej mama wróciła do domu. Kazano jej niańczyć dziecko i do szkoły [jednak] nie posłano. Bardzo zazdrościła tym dzieciom z domu, które chodziły do szkoły ze skórzanymi tornistrami na plecach. Czasem przymierzała plecak któregoś z nich i przeglądała się w lusterku. Myślała, że gdyby żył jej tata, to i ona by się uczyła. Tymczasem skończyła się zima. Wraz z pierwszym wiosennym słońcem Chana zatęskniła za [swoim] miasteczkiem, za akacjami, liliowym bzem w klasztornym ogrodzie, za podmuchem wiatru. [21] Zaczęła przemyśliwać nad tym, jak uciec z Łodzi. Wyszła z dzieckiem na podwórze, zostawiła je tam, a potem odnalazła miejsce, w którym stały furki jadące do jej miasteczka. Jeden z woźniców zlitował się nad nią i zawiózł do domu. Jadąc, była szczęśliwa, bo [czuła się] wolna. Z pól dochodził zapach wczesnego lata. Cieszyła się, że zaraz zobaczy młyn z wielkim kołem i czerwoną drogę, po której Żydzi spacerowali w szabat. Jednak kiedy była już opodal domu, przestraszyła się. Na całe szczęście mama się nie gniewała.