RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Pisma Pereca Opoczyńskiego

strona 152 z 530

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 152


114 Pisma przedwojenne [8]

Posłaniec przewracał się na swym łóżku. Wtem ujrzał białe dłonie niosące kandelabr i wielką broszę na szyi żony bogacza… W kuchni służka chrapała i posapywała tak nieznośnie, że aż drżały łóżka!212...

[1] ךובבב הנוז אַ [Dziwka bbbuch]213

(Z książki Miejski zamęt214)

Stłumiony jęk wieczoru przeszył moje uszy. Niczym dziki beduin omotałem się w obumierający zmierzch i wyszedłem na trotuar. Podążałem skulony w gęstym świetle zmrużonych, lecz przeszywających mnie tysięcy oczu miejskich latarni. Czułem groźbę zakurzonych murów, które chciały zwalić mi się na plecy. Zapadająca noc plątała się między nogami, jeżąc wyblakłą swą sierść. Powietrze płynęło do płuc dziegciem, a wokół głowy rozkwitał smutek miasta czarny jak leśne jagody. Ciemny smętek nieba niosłem na mych umęczonych barkach. Pod każdym osamotnionym drzewem ciążył mi on bardziej, bo zwiędłe liście zawodziły: „Nasze siostry śmieją się w lesie, a my oddychamy kurzem”. Ich płacz przejął moje ciało tak, że wstrząsały nim kurcze niczym ciałem powieszonego. Moje spojrzenie obejmowało kościste szwaczki, które czarnymi oczami wypatrywały na ulicach zielonego łona ziemi. Wtem usłyszałem, jak w mym sercu rozpęka się kula. Uśmiechnąłem się do Murzynów przylepionych do ściany, którzy długimi nożami rozpruwali sobie wzajem żyły. Potem spotkałem chłopa wracającego do domu z wózkiem niesprzedanego torfu. Chłop czochrał blond kudły i rzucając oczami na wysokie piętra trząsł się: „Cholerne psy”. Za nim sunął jego skulony cień. Cicho przysunąłem się do niego i chwyciłem za rękaw: „Chłopie, za plecami masz obłok”. Chłop obrócił ku mnie dwa wołu, nie pozostało mi więc nic innego, jak wziąć nogi za pas i ze smutkiem pokiwać głową: „Hmm, nie zauważył obłoku?”. Uciekłem od chłopa ku miastu jak plewa z wialni215, ubolewając nad smukłymi palmami w wystawowych oknach, które na swych głowach niosą boleść uwięzionej przez okrutnika księżniczki. Z uśpionych okien nowoczesnych domów wyglądały pełgające kandelabry. Z kinowych szyldów tryskała czarna krew. Z otwartych kawiarni cuchnęło potem, a ja wyprosiłem dla siebie kieliszek wódki, w kieszeni nie mając grosza. Zaszedłem do mej biednej siostry w piwnicy: „Miriam, na twoich rzęsach trzepocze śmierć, twoje ściany wydychają pył i fabryczną parę. Wychyl się zza ciemnej bryły domu i zobacz ostatni uśmiech odchodzącego słońca”. Moja siostra przytuliła do [2] swej pospiesznie wznoszącej się piersi uśmiech konającego słońca, a zmierzch zapadający w jej oczach mówił: „Przynieś mi smutku pól…” Wyszedłem z piwnicy i znów znalazłem się na chodniku… Pod latarnią czekała upudrowana dziwka, leniwie ziewając na świat. Chciałem do niej podejść, poprosić wzrokiem, młoda krew… Ale wtem we mnie zawrzało i zrozpaczony wystrzeliłem: „Ty, dziwko, czemu nie gnijesz w dwupiętrowym więzieniu? Czemu nie odmawiasz mężom ciężarnych, czemu nie przehandlujesz klejnotów z klasztornych