RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Pisma Pereca Opoczyńskiego

strona 179 z 530

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 179


Pisma przedwojenne [9] 141

Podczas trzeciego posiłku w Szabat Powrotu298 Wielki Josl krążył po bejt ha-midraszu, trudząc się wielce, by odpędzić szatana.

Zazwyczaj o tej porze widział siebie wśród „mieszkańców Pałacu pragnących ujrzeć blask Szechiny”299, lecz tym razem nie mógł sobie znaleźć miejsca pod bożym niebem. Nowe wykładnie Tory, które usłyszał w tym dniu przy wielkim stole300 obudziły w nim skrywany lęk. Jeżeli rebe miał słuszność, należało być w pełni gotowym do opuszczenia tego świata. Niewesoła to była perspektywa. Gdy rebe wygłaszał swe nauki, Josl z twarzą białą jak kreda obserwował wzruszenie i zachwyt chasydów. Ogarnęła ich radość po słowach cadyka. Pomyślał wówczas, że w gruncie rzeczy płynęła ona z bezgranicznej wiary i przesadnego uwielbienia dla rebego. Całkiem możliwe, że pobożny tłum nie pojął wcale nauk mędrca. Tymczasem Josla, który wciąż przepowiadał sobie słowa rebego i objaśniał je na własny użytek, zdjął potężny strach. Już w samym sposobie, w jaki rebe reb Bunem wygłosił swe nauki, czuć było lęk przed Królem Królów. Cadyk wstał nagle i wpatrzony niewidzącymi oczyma w mglistą dal, głośno wypowiedział słowa, w których pobrzmiewały miłość i gniew:

– Słuchajcie mnie, panowie, nauczę was, jak się nawrócić na drogę dobra. Zapewne wiecie, że nie wystarczy żałować złych uczynków, prosić o wybaczenie i odpuszczenie win, a potem spokojnie czekać, myśląc: „wyraziłem skruchę, więc uniknę kary”. Nie! Trzeba uznać, że istotnie zgrzeszyliśmy i Bóg sprawiedliwie zsyła na nas cierpienie, toteż gotowi jesteśmy przyjąć karę i poddać się władzy Wszechmocnego, niech imię Jego będzie błogosławione. Należy powiedzieć: „Czyń z nami podle swej woli, gdyż zgrzeszyliśmy, zatem marny nasz los”. Tylko wtedy Bóg okaże nam łaskę.

Na te słowa Wielkiego Josla ogarnął smutek. „Oto wyższy stopień rozwoju duchowego – myślał. – Być tutaj i zarazem nie być, odsunąć się od wszelkich spraw tego świata, zarówno od radości, jak i od smutku. Nie jest to prosta sprawa”.

Wyczuwał w tym stwierdzeniu jakąś sprzeczność, lecz skoro wyszło ono ze świątobliwych ust rebe reb Bunema, Josl nie śmiał poddawać go najmniejszej krytyce. Zapewne nie był godzien pojąć istoty rzeczy. Jednak im bardziej się starał o tym nie myśleć, z tym większą mocą nachodziły go różne refleksje, nie dając wytchnienia. Trzeba będzie opuścić ten świat… Po co w ogóle na niego przyszedł?

Josl był rzemieślnikiem, introligatorem. Pochodził z Małopolski, wykształcony nie był, lecz zajrzeć do książki potrafił. Spędzał długie dni i lata na oprawianiu książek, traktując swe zajęcie jak świętość.

– Dzięki mnie – powiadał – Żydzi mogą się cieszyć świętą Torą. Ja im oprawiam księgi, oni je studiują i nie krzywdzą mnie w zapłacie.

Aż tu w miasteczku zjawił się rebe reb Bunem. Każdy chciał go powitać, Josl też wyszedł mu naprzeciw. Ledwo zobaczył cadyka, z wielkiego zdumienia doznał rozstroju