RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Pisma Pereca Opoczyńskiego

strona 211 z 530

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 211


Pisma przedwojenne [9] 173

Kiedy jednak przychodziła niedziela, reb Eli znów zmieniał się nie do poznania. Jego twarz i cała postać wyrażały przygnębienie i rozpacz. Dopiero co przebywał u źródła wody wiernej i znowu zboczył ze szlaku.

Tak mijały miesiące i lata. Reb Eli czuł, że często ociera się o nieznaną granicę, lecz godzina zmiłowania nie nadchodzi.

Aż pewnego razu całkiem niespodziewanie reb Eli doświadczył wielkiego przebudzenia. W miasteczku rozeszła się wieść, że szacownego reb Jakuba Engielmana, sędziwego chasyda z wioski koło Kłodawy, odwiedzi przejazdem Sfat emet386. Gdy reb Eli usłyszał o tym, serce zadrżało mu w piersi. Niby nic niezwykłego, reb Eli i tak co roku pielgrzymował do cadyka na Dziesięć Dni Pokutnych, a jednak nie mógł sobie znaleźć miejsca. Z niecodziennym pośpiechem udał się do wioski, gdzie mieszkał reb Jakub Engielman i w podnieceniu czekał kilka dni na przyjazd rebego.

Reb Eli czuł wyraźnie, że wydarzy się tam coś niezwykłego, choć nie wiedział, na co czeka. Czekał i czekał, z każdą godziną niecierpliwiąc się coraz bardziej. Wreszcie przybiegł goniec, wołając:

– Rebe jedzie!

Sędziwy reb Jakub wstał, szybko założył brunatny płaszcz, nasadził sztrajml na głowę i wraz ze swymi chasydami wyszedł na spotkanie cadyka. Reb Eli całkiem ogłupiał, nie wiedział co począć. W końcu w natłoku myśli nie ruszył się z miejsca.

Raptem chwycił go wielki strach: rebe się zbliża, wszyscy wyszli mu na powitanie i tylko on jeden został w bejt ha-midraszu. Izba wydała mu się nagle całkiem pusta. Już słychać było tętent koni, zbliżał się powóz cadyka. Wystraszony reb Eli podbiegł do szafy, otworzył ją z łoskotem i wyjął ze środka niewielkie zawiniątko. Zajrzał do niego i ujrzał świece. Szybko zapalił jedną świecę, z drżeniem serca zapalił drugą i poczuł, jak rozjaśnia się jego dusza. Chwycił trzecią świecę, czwartą, dziesiątą, dwudziestą świecę i pozapalał je wszystkie. Z chwili na chwilę potężniał ich blask. Zapalał tak i ustawiał płonące świece na oknach, na szafach, na stołach, [tak że] izba pełna już była palących się świec, a im było ich więcej, tym jaśniej się zapalały światła w jego oczach. Każda świeca była ucieleśnieniem duszy. Jaśniejące dusze wypełniały całe pomieszczenie. Reb Eli stał pośrodku, otoczony światłami ze wszystkich stron. Oczy mu błyszczały, czoło rozpalał ogień świętości i w ekstazie, wysuwając do przodu głowę, jakby się zrywał do lotu, zapalał kolejne świece…

Sfat emet, przestąpiwszy próg izby, stanął jak porażony. Jego oczy rozjarzyły się tym samym blaskiem, co oczy reb Eliego i światło przepływające z oczu do oczu poczęło się wznosić w górę, wyżej i wyżej.

Świątobliwa twarz rebego rozjaśniła się w uśmiechu i powiedział:

– Zdaje się, że ty jesteś Eli z Dąbrowicy?

Kiedy kilka lat później reb Jakubowi Engielmanowi przydarzyło się nieszczęście i stracił wzrok, rzekł ze smutkiem [4] do swego przyjaciela Abla Hirsza: