RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Pisma Pereca Opoczyńskiego

strona 253 z 530

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 253


Pisma przedwojenne [9] 215

[1] ויתובשומב רוא האר ץירזממ דיגמה [Jak Magid z Międzyrzecza ujrzał światło w siedzibach swoich]490

O tym, jak Magid z Międzyrzecza pragnął usłyszeć od Beszta nowatorską wykładnię Tory, ten zaś opowiedział mu o głodnych koniach i świeżym sianie.

Jak wiecie, święty Beszt za młodu rozwoził glinę491, a gdy się objawił światu, powstał wielki szum:

– Czy to możliwe, aby ktoś taki okazał się równie wybitny?

Tylko prości Żydzi, odziani w baranice, nie stawiali zbędnych pytań. Rozumieli Beszta, nie dziwiła ich jego tajemniczość i gwałtowne ruchy, byli z nim zaprzyjaźnieni, mówili mu na „ty”: to był ich rebe, jeden z nich!

Jednak boskie światło okazało się tak mocne, że doszło do rozbicia wszystkich naczyń492. Światło zalało cały świat. Wdarło się także do siedzib uczonych znawców Tory i najbystrzejszych z nich oderwało od ważkich rozważań. Niejeden mędrzec, porażony blaskiem, pytał, przysłaniając oczy:

– Skąd ta jasność?

Tylko rebe reb Ber z Międzyrzecza, wielki erudyta i kabalista, siedział nieporuszony w bejt ha-midraszu, studiując wyznaczony fragment Pisma. Szkoda mu było marnować choćby chwilę, wytrwałość i żarliwa chęć nauki przepełniała mu duszę. Czyż miał czas słuchać opowieści o cadykach? Lecz ostatecznie światło Beszta znalazło drogę także do salki rebego reb Bera. Wdarło się tajemnymi kanałami, przeniknęło przez strop, przez szpary w okiennicach i rebe reb Ber nie miał wyjścia, musiał ruszyć na poszukiwanie Beszta, by się naocznie przekonać, ile warte są jego nauki.

Jeździł od miasta do miasta, a nawet wędrował pieszo, cierpiąc niewygody podróży. Twarz mu się zapadła od trudów tułaczki. Stronę Gemary musiał przepowiadać sobie w łóżku, wspólną modlitwę odmawiał każdego dnia w innym miasteczku, a czasem zmuszony był modlić się w samotności, lecz osiągnął swój cel: dotarł do miejsca, gdzie przebywał Beszt.

Znalazł się tam, czeka cały dzień, ale nic szczególnego się nie dzieje. Czeka drugi dzień i znowu nic. Tymczasem do miasteczka napływają chasydzi ze wszystkich czterech stron świata, okryci kurzem i błotem złych, nieutwardzonych dróg, jakie dawniej w Polsce bywały. Tłoczą się gorączkowo i przepychają, bo każdy chce jak najszybciej wejść do izby Beszta po błogosławieństwo. Ich dusze rozpala potężna wiara w jego moc. Żydzi ze wsi, rudobrodzi, niechlujni, obuci w drewniaki; arendarze, co