RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Pisma Pereca Opoczyńskiego

strona 255 z 530

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 255


Pisma przedwojenne [9] 217

kiedykolwiek takiego rebego? Prości Żydzi, głupie Lejbusze i Pejsachy robią wiele hałasu o nic. Szkoda, że na tyle tygodni oderwał się od nauki.

Nachum posłusznie zaprzągł konia do wozu. Wychudzona szkapa potulnie schyliła łeb, czując w głębi swej zwierzęcej duszy, że trzeba się przygotować na długą drogę. Rebe reb Ber był rozgoryczony. Jako uczony czuł wewnętrzny bunt, a do gniewu był skory niczym młodzik.

Już mieli zasiąść na koźle, gdy przybiegł posłaniec od Beszta. Przekazał rebemu Berowi, że Beszt prosi na wszystkie świętości, by natychmiast do niego zaszedł, bo musi z nim pilnie pomówić.

Cóż, w braku lepszego wyjścia rebe reb Ber postanowił raz jeszcze poddać próbie biegłość Beszta w Torze. I tak już wpadł w jego sidła, nie miał nic do stracenia.

Gdy rebe reb Ber zjawił się u Beszta, ten znów zaczął mu opowiadać historię o koniach, sianie i o fatalnych drogach.

Rebe reb Ber zawrzał gniewem: „co on chce przez to pokazać?”. Nie miał jednak odwagi naurągać Besztowi i potraktować go ostro. Siedział i słuchał, a Beszt opowiadał:

– Jechałem kiedyś drogą, spiesząc się jak zwykle do ciężkiego porodu, czy do nieuleczalnie chorego, gdy tymczasem w worku obrocznym skończyło się siano. Konie były głodne, a woźnica złościł się, krzyczał i gderał: „Win rabin izmorit mene koni choci, aszszob jewo”494. Nagle, nie wiadomo jak i skąd, rozległ się tętent koni. Drogą nadjeżdżała fura wypełniona po brzegi świeżym, pachnącym z daleka sianem. Aż uginała się pod [jego] ciężarem. Powożący nią sługa dziedzica strzelił głośno z bata i błaga podróżnych: „Dobrzy ludzie, weźcie ode mnie miarkę siana dla utrudzonych koni. Weźcie siano, świeże siano, wilgotne od wieczornej rosy”.

Rebe reb Ber omal nie zemdlał z wściekłości. Dosyć! Nie spędzi tu ani chwili więcej. Natychmiast każe zaprzęgać i ruszą w drogę. W furii omal nie zapomniał tabakierki ze stołu. Nagle Beszt chwycił go za rękę:

– Zaczekaj, mój drogi. Jesteś przecież wybitnym uczonym, a zatem objaśnij mi pewien ustęp z Drzewa życia495. Chodzi tam o złożoną kwestię kabalistyczną, a ty, jak słyszałem, jesteś kabalistą?

Rebe reb Ber pobladł jak ściana. Widział ponad wszelką wątpliwość, że Beszt go wezwał, by poddać go próbie. Kabała? Czyżby ten człowiek był biegły również w tej materii?

Rebe reb Ber zaczął żywo gestykulować, jak na uczonego o przenikliwym umyśle przystało, przedstawiał zawiłe kwestie, wyjaśniał je i rozważał, a wszystko to zwyczajem misnagdów czynił z suchym komentarzem, na chłodno, a był to iście mrożący chłód.

[3] Na twarzy świętego Beszta pojawił się uśmiech:

– Taak… Istotnie przedstawiasz ciekawą interpretację, lecz lepiej załóż płaszcz i otul się nim, bo twoja nauka jest zimna jak lód.

Po czym święty Beszt rzekł:

– Powstań, Ber.