RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Pisma Pereca Opoczyńskiego

strona 270 z 530

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 270


232 Pisma przedwojenne [10]

i warzywa, które potoczyły się na stertę śmieci i sycili się nimi jak bezpańskie psy. Przez to bydlęce, pełne bakterii pożywienie choroby mnożyły się z każdym dniem. Wtedy wydano rozkaz, by zgolić jeńcom włosy, bo wszy i brak higieny sprawiały, że tyfus plamisty szerzył się i dotykał wszystkiego, co żyło.

V

Pewnego pochmurnego ranka austriaccy żołnierze przynieśli do baraków maszynkę fryzjerską i zaczęli golić jeńców. Kazali się wszystkim rozebrać i golili owłosienie we wszystkich zakamarkach ciała, łącznie z pachami i łonem.

Jeńcy stali w chłodzie nadzy jak w dniu narodzin, dygocąc z zimna. Jeden po drugim podchodzili do cyrulika, a ten robił swoje z wielką zręcznością, miotając przy tym przekleństwa okraszone ordynarnymi żołdackimi sprośnościami.

Wreszcie przyszła kolej na Majera.

Podszedł do cyrulika miarowym krokiem, rozglądając się wokół podejrzliwie, a gdy się zorientował, że nie ma odwrotu, zamrugał małymi oczkami, zmarszczył wąskie, proste, świadczące o twardym charakterze czoło tak, że powstało na nim mnóstwo zmarszczek i przemówił łamaną niemczyzną:

– Tylko, nur nicht die Barde – tylko nie brodę… Wargi Madziara wykrzywił drwiący uśmiech:

– Wiemy, wiemy. Podejdź tu. Baczność!

Majer podszedł i pochylił głowę. Madziar ujął maszynkę fryzjerską i przesuwał ją szybko po głowie jeńca z dołu do góry, od skroni do czoła i z powrotem. Raz, dwa – i głowa była ostrzyżona, ale kiedy cyrulik sięgnął w stronę policzka Majera, ten zwinął się jak jeż i z prędkością błyskawicy pomknął do wyjścia. Biegł na krótkich nóżkach przed siebie, aż zniknął. Brzuchaty Madziar gnał za nim, przeklinając i wrzeszcząc:

– Łapać go!

Jednak nikt nie zatrzymał Majera. Zaszył się w jakimś odległym baraku i nie wychodził stamtąd przez dwa dni.

Kiedy wreszcie wychynął z kryjówki i wrócił do swojej grupy, natychmiast dowiedziała się o tym zwierzchność. Brzuchaty Madziar zjawił się z dwoma pomocnikami i zawlekli Majera do komendanta.

Mężczyzna stawiał opór, okładał trzech krzepkich gojów ze wszystkich mizernych sił, lecz w końcu się poddał. Srodze poturbowany, słaniając się na nogach, ruszył do komendantury. Tam natychmiast go postawili na baczność, zdarli ze złością bandaż, którym zabezpieczył brodę przed zgoleniem i wezwali oficera, by odebrał raport.

Postawny oficer przemówił do niego ostro:

– Jak śmiałeś mi się sprzeciwić, ty ruska świnio? Naruszyć dyscyplinę wojskową, która obowiązuje także jeńców?

Majer nie odpowiedział. Oficer grzmiał na niego. Zdawało się, że mały Żydek przewróci się od tego krzyku, lecz Majer spoglądał na niego bez lęku. W końcu rozgniewany oficer ugiął się pod jego prawym spojrzeniem.

Nie wiedział, co zrobić z Majerem. Oczy nabiegły mu krwią, kiwał się wte i wewte jak rażony apopleksją, zaciśnięte pięści wznosiły się same do bicia, ale nie śmiał uderzyć jeńca. Bał się, że bijatyka z podwładnym, prostym żołnierzem, narazi na szwank jego honor oficerski. W końcu splunął siarczyście, wydał rozkaz, by ogolić Majera siłą i ustąpił placu.