RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Pisma Pereca Opoczyńskiego

strona 292 z 530

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 292


254 Pisma przedwojenne [11]

i woda. W ciągu kilkunastogodzinnego dnia pracy ciągle wspina się po schodach, a wieczorem, słaniając się na nogach, wraca ze swoim workiem do domu. Za swój nędzny zarobek (3–4 złote dziennie) musi utrzymać rodzinę i płacić komorne. Trudno sobie wyobrazić, ale nie brakuje takich, którzy są w jeszcze gorszej sytuacji – zarabiają ledwo na kromkę chleba. Na słynnym warszawskim bazarze dla ludzi najbiedniejszych, Wołówce566, można kupić prawie wszystko, począwszy od sznurowadeł, a skończywszy na starym, dziesiątki razy reperowanym głośniku radiowym. Trzeba mieć wybujałą wyobraźnię, aby w tym czymś, co do niczego nie jest podobne, domyślić się pierwotnego przeznaczenia „radia”. [5] W Warszawie istnieje około 30 sklepów, skupujących towar zebrany przez szmaciarzy w ciągu dnia. Właściciel takiego sklepu, chcąc kupić wszystko jak najtaniej, jeszcze bardziej wykorzystuje nieszczęsnego sprzedawcę. Często się zdarza, że nie płaci gotówką, lecz karteczkami, które można wykorzystać, kupując gliniane naczynia i miednice pobielone, za które można kupić nowe szmaty (ale nie chleb) u innego handlarza. Z łatwością można się domyślać, że trzeci również na tej transakcji korzysta. Polega ona na tym, iż właściciel sklepu wysyła szmaciarza z kartką do handlarza mieszkającego poza miastem. Tam ceny są rzekomo stałe i szmaciarz, któremu wcześniej powiedziano, ile warte są karteczki, wyliczał sobie, że przy stałych i znanych z góry cenach będzie mógł zakupić określoną liczbę szmat. Czeka go jednak wielkie rozczarowanie. Już na miejscu dowiaduje się, że karteczki są mniej warte, a cena towaru wyższa niż powiedział mu właściciel sklepu w Warszawie. Pewien szmaciarz opowiadał mi, że otrzymał

60 złotych od kupca, by przez dwa tygodnie jeździł po miasteczkach w okolicach Warszawy i skupował „towar” po 40 złotych za kilo. Udało mu się kupić dużo szmat. Wyliczył swój zysk na 40 złotych za kilo. Już z góry się cieszył, że tym razem zarobi, ale gdy powrócił do Warszawy, właściciel sklepu, który wcześniej zobowiązał się odkupić towar za opłacalną dla szmaciarza cenę, nagle zmienił zdanie i zaoferował mu 30 złotych za kilo. Dla szmaciarza była to katastrofa, ponieważ zebrane 200 kilo szmat musiałby sprzedać z ogromną stratą. Nieszczęśnik tak o tym opowiadał: „Zwróciłem się do innego handlarza, ale ten w ogóle nie chciał nawet spojrzeć na towar, inny nie chciał ze mną mówić, to samo powtórzyło się z kolejnymi handlarzami. Odgadłem, że nikt z nich nie kupi ode mnie szmat, ponieważ nie zechcą wchodzić w zatarg z «moim» handlarzem. Co miałem zrobić? Musiałem się dogadać jakoś ze straganiarzami z Wołówki. Sprzedałem wszystko, co miałem za najniższą cenę i wróciłem do domu bez grosza przy duszy”.

Handlarze, również ci na bazarze, mają jeszcze inne metody na to, żeby maksymalnie wykorzystać żydowskiego szmaciarza. Na Wołówce oszukaństwo nie jest niczym wstydliwym. Bardzo często zdarza się, że oszukują na wadze i robią to na bardzo przemyślane i sprytne sposoby. „Jedna (wspólna) ręka” kupców stała się dobrą lekcją dla szmaciarzy i zabrali się oni do stworzenia

spółdzielczego sklepu dla sprzedawców szmat

pod egidą związku nieprofesjonalnych robotników. Dzięki zaciągniętej pożyczce po wielu prośbach i błaganiach spółka wynajęła sklep. Teraz szmaciarze przywożą towar do swojego sklepu. Tutaj przynajmniej mają pewność, że towar zostanie uczciwie zważony i dostaną za niego zapłatę według cen obowiązujących na rynku. Nad wszystkim