Pisma przedwojenne [11] 255
czuwa kolega Josl, ich mąż zaufania, który należy do najlepszych fachowców w handlu szmatami. Aby nie było żadnych wątpliwości i żeby wszystko odbyło się należycie, sklep jest pod kontrolą sekretarza związku. Chodzi o to, żeby szmaciarz opuszczał ten skup z przeświadczeniem, że za swoją ciężką pracę dostał uczciwą zapłatę. Codziennie po południu przychodzą do sklepu szmaciarze z wypełnionymi workami. [6] Wita ich wysoka kobieta w kaloszach – to koleżanka Malka. Prosi ona szmaciarza, aby położył jej towar na wadze. Podaje po męsku rękę towarzyszowi prezesowi Joslowi i oznajmia mu: „towarzyszu Josl, pilnuj, byś nie oszukał mnie na wadze”. Nie pozwoli ona na żadne oszukaństwa. Ludzie stojący wokół wagi się uśmiechają. Szmaciarz dostaje na miejscu od skarbnika co mu się należy i z zadowoleniem wychodzi ze sklepu. Po chwili rzuca na wagę swój worek kolega Motel, który jeszcze nie tak dawno był robotnikiem w fabryce luster w Międzyrzecu567. Po zajęciu Sudetów przez Hitlera podobnie jak inni uciekł, gdzie go oczy poniosły. Motel jest bardzo zadowolony i ma nadzieję, że jutro zarobi równie dobrze jak dzisiaj. „Teraz kolega Jankiel Dawid” – obwieszcza przewodniczący. Jankiel Dawid podchodzi do stołu, widać, że jest w dobrym humorze i staje obok starego rabiego Szabtaja, który przez kilkadziesiąt lat kupował szmaty od pewnego policjanta. Tym razem Jankiel Dawid i stary Szabtaj dostali za swój towar uczciwą zapłatę. Dzisiaj wyniosło to 70 groszy dla każdego. Towarzysz Josl śmieje się do nich: „No co, nie jesteście zadowoleni?”. „Wpadliśmy – odpowiada rabi Szabtaj.
– Wpadliśmy, przecież wiesz, jak to jest w naszym zawodzie. Kupuje się parę spodni i dopiero później, przy dokładnym obejrzeniu widać, że są niedokładnie poprawione”. Ale jednocześnie myśli: „Ciekawe, jak to jest wrócić do domu, do starej, mając w kieszeni 70 groszy?”. Są też kobiety, które zajmują się tym zawodem. Znam taką jedną. Ma smutną twarz, ale ciemne i roześmiane oczy. Nazywa się:
Chaja – Itka.
„Dzień dobry, Żydzi” – mówi, wchodząc do sklepu i wyjmuje z plecaka to, co udało jej się uzbierać. Jest tych szmat niewiele, ale ona nie ma wielkich potrzeb. Żeby tylko starczyło na opłacenie miejsca, w którym śpi i na grysik oraz kaszę, którą gotuje sobie wieczorem po powrocie z pracy.
Jeden po drugim przychodzą żydowscy szmaciarze, pracujący bardzo ciężko, padający z nóg, spoceni, z zakurzonymi brodami, i oddają swoje worki. „Za pomocą worka walczą o przetrwanie. Bywają w nim skórki królicze, stare znoszone buty. Wypełniony wór jest ciężki i często trzeba go daleko nieść przez wiele wiorst568 na obolałych i przygarbionych plecach oraz wspinać się z nim po schodach wysokich domów – tłumaczy mi towarzysz Josl. – Pot cię zalewa od stóp do głów i koszula przykleja się do ciała”. I faktycznie większość szmaciarzy cierpi na zadyszkę i choroby płuc. Jedną z przyczyn tych chorób jest
wilgoć.
Większość wspomnianych Żydów nie ma własnych mieszkań, na ogół pomieszkują w jakichś dziurach lub w piwnicach. Wszedłem jednego razu do pewnego szmaciarza,