260 Pisma przedwojenne [11]
[13] Rząd ogłosił hasło motoryzacji. Wszystkie ciosy padające na głowy furmanów, dorożkarzy, tragarzy ręcznych wózków i tak zwanych (po warszawsku) błogosławionych tragarzy mogą być usprawiedliwiane wprowadzeniem do transportu silnika zamiast konia. Rzecz ta jest broniona interesem państwa. Maszyna więc nie musi sama walczyć o zwycięstwo w walce z rękami robotników. Pomaga jej państwowy aparat i wspomniani tu ludzie mówiący: „owszem”. Żydowski tragarz prowadzi teraz trudną i gorzką walkę. Miłujący życie [zabezpieczone dzięki] pracy swych rąk, dumny z jej pożytku i swej siły, tym razem jednak nie będzie on Tuwią, jeżeli wszyscy Tuwie nie staną ramię przy ramieniu. Nastał czas maszyny. Jego nadejście i całkowitą władzę starają się przyspieszyć z każdej strony. Czy tragarz żydowski zostanie samotny w swojej walce, aż będzie mógł kupić sobie „benzynówkę”?
[11] םיגהנ [Szoferzy]
Bycie szoferem jest nowym zawodem i wymaga nowych umiejętności, a posiadacze tych umiejętności mają nowe oblicze. Są szybcy, bystrzy i elastyczni, władają dobrze językiem, to znaczy umieją czytać i pisać, i w ogóle nie są podobni do żydowskiego bałaguły-woźnicy. Charakterystyczną cechą woźnicy w miasteczkach żydowskich była jego tężyzna fizyczna. Był on typem żydowskiego okazałego siłacza. Wiatry polne i kurz przydrożny „przyklejały” się do niego, podobnie jak ostry zapach końskiego łajna. Konie kroczyły leniwie i ospale. Chyba dlatego, że żydowski woźnica wypijał w karczmie o jeden kieliszek za dużo i też był leniwy i ospały. Lejce leżały mu beztrosko na kolanach, ale po jakimś czasie aromat budzącego się lata wyrywał go z beztroskiej drzemki. A wtedy woźnica jedną ręką chwytał za lejce, drugą za bat i krzyczał wielkim głosem: „Wio, koniku, wio!”. A kiedy otwierał usta, można było usłyszeć wychodzące z jego gardła dźwięki, jakby stał i mówił do kogoś dalekiego. Lubił opowiadać bajki o złoczyńcach w lasach, tajemniczych zwodniczych światłach i złych duchach czatujących na drogach. Jego wysokie buty z cholewami namaszczone olejem rycynowym przydawały nogom woźnicy kształt krzepko umocowanych kloców drewnianych. Jego szeroki i długi płaszcz, tudzież duży kapelusz, powiększały jeszcze jego barczystą i brzuchatą postać. Jeżeli dodamy tu jeszcze szorstki głos i ograniczony rozum, wtedy staje przed naszymi oczami postać
żydowskiego bałaguły
Szofer nie jest ani szczególnie wysoki, ani nie ma brzucha. Taki szofer jest na ogół człowiekiem młodym, mniej więcej w wieku lat trzydziestu. Słusznego wzrostu, nie otyły, nosi skórzany płaszcz i nie nosi butów z cholewami. Obuty jest lekko, aby w razie potrzeby natychmiast zareagować, hamując pojazd lub wyskakując z auta w celu udzielenia pomocy. Musi być bystry, by śledzić za ruchem maszyny, inaczej doprowadzi do zniszczenia auta i do własnej śmierci. Szofer nie boi się dużych odległości i nie przejmuje się niepomyślnymi wiatrami i nie zawsze dającymi się przewidzieć kaprysami przyrody. Śmierć zawsze stoi przed jego oczyma, co jest rzeczą naturalną, z uwagi jednak na to, że jest on przyzwyczajony do niebezpieczeństw, to umie rozprawiać się z nimi.