RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Pisma Pereca Opoczyńskiego

strona 394 z 530

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 394


356 Pisma wojenne [18]

wyobrażała sobie, że to tak dobrze pójdzie. Dwa miesiące temu ukamienowano by ją za taką bezczelność.

Nazajutrz jest już odważniejsza, język już się jej nie plącze, mówi już trochę głośniej i z każdym dniem coraz donośniej. I oto znów słychać ją na podwórzu rozprawiającą się z „łobuzami”. Pyskate kobiety, co sobie nie pozwolą w kaszę dmuchać, są gotowe się z nią bić: „Co to ma być, komorne będą jej płacić, teraz, w wojnę, komorne u „Niemca”? A żeby ją pokręciło!”.

Ale właścicielka zna wszystkie prawa:

– Nie będziecie płacić? Pójdzie się do sądu, zapłacicie przy zielonym stole. Jak jeść chcecie, to chleb kupujecie? Za dach nad głową też trzeba zapłacić. Nie ma mieszkania za darmo, nie u mnie!

– Patrzcie ją tylko, chamkę, zakałę – odpowiada paserka z piwnicy. – Mało to nażarła się dotąd za naszą harówkę, niedoczekanie, żebym jej płaciła!

– Za darmo pilnowałem domu w czasie bombardowania, stałem całe noce w bramie – mówi rzeźnik. – Ty, bogaczko, a niech cię! Myślisz, że nie wiemy, że cię nie znamy? Wiemy, skąd masz te [19] swoje majątki… takaś biedna… zabić by cię…

Teraz już właścicielka milknie, zostawia paserkę z rzeźnikiem i szybkim krokiem wraca do mieszkania.

Perele, która cały czas stała wciśnięta w kąt przy oknie na korytarzu i aż śliniła się z radości, słysząc złorzeczenia, krzyczy do kuśnierki:

– Słyszała pani, niech mnie, jak jej dołożyli, aż serce rośnie. Ona myśli, że łatwo jej pójdzie, trefnemu pasibrzuchowi, krzyczy, że pójdzie ze mną do sądu. Zobaczymy, czy tak gładko jej pójdzie, zobaczymy.

Krawiec wojskowy wrócił, już wyleczył odmrożone ręce i nogi i pomaga żonie rozprawiać się z właścicielką. Tę stówę, mówi, dał jej tak po prostu, nie opłacało mu się zadzierać. Ale zapłacić całe komorne, które jest winien, nie, o tym może zapomnieć. Kiedy wojna się skończy, to się zobaczy.

Żelechower, który dowiedział się już wszystkiego dokładnie od krawca wojskowego, poznał szczegóły tego, jak było po „tamtej stronie”, wybiega na podwórze i zwierza się każdemu sąsiadowi, że gdyby ten krawiec wojskowy nie wykradł się sam, ale poszliby razem na „tamtą stronę”, nie wróciłby do domu w takim stanie, Żelechower pokazałby mu właściwą drogę, ma przecież w Rosji dużo rodziny, ciotki, wujków, szwagrów, którym się nieźle powodzi, mają dużo pieniędzy i dobre posady…

Ale skoro tak, to pójdzie sam. Pójdzie, czeka tylko na list, który lada moment ma mu przynieść goj z „tamtej strony”. I zobaczymy, kto jest twardszy. [20] On nie lubi rzucać słów na wiatr. Jeszcze zobaczymy!

I rzeczywiście zobaczyliśmy, to znaczy nie tyle zobaczyliśmy, ile usłyszeliśmy, że Żelechower z trzech nowych maszyn sprzedał dwie, a trzecią po cichu przewiózł do Żelechowa na wozie – i nie ma go, przepadł Żelechower.

– Gdzie jest Żelechower, Żelechower, gdzie on jest? – pyta sąsiad sąsiada. – Naprawdę przeszedł na „tamtą stronę”? – Ale tydzień, dwa później wraca i już wiadomo, że maszynę zabrali mu Niemcy po drodze. Nie chodzi już w ciężkim zimowym płaszczu z barankowym kołnierzem, ale nosi gumowy płaszcz letni, po drodze stracił też okrągłe policzki. Mówi, że wrócił do Warszawy pohandlować i wkrótce jedzie z powrotem. Dotrzymuje słowa – jedzie i wraca i znów jedzie, aż sprzedaje mieszkanie klezmerowi,