380 Pisma wojenne [20]
Pierwsza porażka komitetu absolutnie nie poderwała jego autorytetu; zbyt wielka była radość tych dużych dzieci z zaszczytu zrównania z innymi, dystyngowanymi ulicami, z posiadania własnej trybuny, z wyborów do komitetu domowego, by już na samym początku pozwoliły sobie na okazanie mu nieufności. Słodycz posiadania tego wielkiego przywileju przez długi czas utrzymała komitet domowy w jego pierwszym składzie. Nie było też prawie żadnej kontroli nad jego pracą.
Ponieważ tymczasowo brakowało konkretnych rzeczy, które można by dać sąsiadom, komitet domowy dał im coś innego – dbał, by w domu było czysto. Prawdziwie i z wielkim zapamiętaniem robił to co najmniej przez pierwsze dwa tygodnie swego istnienia. Trzeba było widzieć, z jakim dostojeństwem, powagą i impetem ludzie z komitetu wkraczali do mieszkań sąsiadów i kontrolowali, [5] czy myją oni schody na klatce, czy nikt się nie wykręca od swego obowiązku i kolejki, a nawet czy zamiatają podwórze.
Utrzymywanie schodów w czystości bardzo się wtedy przydało. Zbiegając z górnych pięter w czasie nalotów, sąsiedzi nie chronili się niżej, ale utykali w połowie drogi, siadając na schodach. Gdyby stopnie nie były czyste, siedzieliby przecież w brudzie.
To, co w tamtym czasie lub później robił komitet domowy, działo się z inicjatywy przewodniczącego. Jego posunięcia utożsamiano zazwyczaj z pracami komitetu. Wystarczyło zobaczyć przewodniczącego robiącego coś dla domu, a już tłumaczono to sobie: komitet domowy robi to i to… Miało to może swoje zalety, ale i swoje wady.
W schronach, to jest w wilgotnych piwnicach, siedziały rodziny, które dnia nie przepuściły, żeby nie zarobić złotówki, ale i dla nich przewodniczący zebrał w domu parę groszy, zapewnił im posiłek. Zwało się to wtedy niesieniem pomocy biednym przez komitet domowy.
Dlaczego ten obrotny przewodniczący nie zwrócił się w czasie bombardowań o pomoc do Jointu, jak zrobiło to wiele domów w mieście?
Trudno zrozumieć, chyba że przyjmiemy, że nie miał śmiałości dobijać się do przywódcy Jointu, że była to dla niego zbyt ciężka próba. Jakkolwiek było, nasz dom, jak i pozostałe domy na Wołyńskiej, nie korzystał w owym czasie z pomocy Jointu. Dlatego też nie stworzono żadnych kuchni ludowych w schronach, choć niedaleko stąd, w schronie przy Kupieckiej 18, taka kuchnia była.
Można zarzucać komitetowi to, że nie zatrzymał panicznej ucieczki lokatorów na inne ulice, gdzie, jak wierzono, można się było prędzej uratować przed bombami. Ba, że on sam, komitet domowy, też uciekał w wielkiej panice, ale [6] znaczyłoby to za dużo wymagać od domowego komitetu na Wołyńskiej, na której nikt, jak wiadomo, wyżej głowy nie podskoczy. Koniec końców udało się przecież komitetowi domowemu przywieźć dwa razy chleb dla domu w czasie bombardowania, ale to właściwie wszystko, tym kończy się pierwszy rozdział historii komitetu domowego, czas pierwszej kadencji – ery bombardowań.
Po bombardowaniach komitet domowy zaczyna wieść osobne życie, a ma z czego. Kilka razy dzieli chleb dla domu, co bardzo podnosi jego notowania: komitet domowy może załatwić chleb – znaczy, że coś może zdziałać, i dlatego chętnie daje się kilka groszy więcej za chleb, z czego komitet domowy czerpie swój pierwszy dochód.