396 Pisma wojenne [21]
miało i wielkie wady. Komitet doszedł do siebie po morderczych parówkach i jął dalej chodzić w swoim kieracie. Był szafarzem i poborcą, zarządcą i sędzią.
Komitet sprawował też władzę sądowniczą. Jego wyroki i postanowienia traktowano niemal tak, jak przepisy obowiązującego prawa. Zazwyczaj rozstrzygał spory dotyczące wysokości czynszu. Wiedli je ze sobą lokatorzy z sublokatorami. Kłótnie te mnożyły się szczególnie w roku 1941. Często rozpatrywał też sprawy [14] o innym charakterze. Oto, na przykład, zamożny Żyd pozbywał się służby, rzekomo z powodu oszczędności (bo w czasie wojny bez służby można się obyć), a zwalniany pozywał pracodawcę przed sąd komitetu domowego. Ten orzekał wówczas, że służącego zwolnić nie wolno, gdyż grozi mu to śmiercią głodową. Ubodzy lokatorzy rozumieli, jak cenny jest komitet. Odpowiadał ich poczuciu sprawiedliwości i dlatego stali za nim murem. Niestety, tym samym nie pozwalali mu, nieborakowi, odmłodzić się, otworzyć na napływ świeżej krwi, której mogłyby dostarczyć tylko nowe wybory.
Z rozstrzygania sporów czerpał komitet wcale pokaźne dochody. Brał od pięćdziesięciu do stu złotych, co przydawało mu się bardzo, bo pieniądze musiał mieć, i to mieć ich coraz więcej. Nagle, w 1941 roku, jego budżet zaczęły dotkliwie obciążać wydatki związane z grzebaniem zmarłych. Pochówek kosztował komitet około trzydziestu złotych, ale kiedy umierała zasłużona postać, płacił też za plac, i wtedy koszt pogrzebu wzrastał do stu pięćdziesięciu złotych. Do 1941 roku śmiertelność w domu utrzymywała się na mniej więcej stałym poziomie, ale w drugiej połowie 1941 roku zwiększył się odsetek zgonów spowodowanych nędzą, pojawiła się ta straszna śmierć głodowa, którą biedniejsze żydowskie domy w Warszawie poznały już w pierwszych miesiącach po bombardowaniach.
Śmierć głodowa weszła do domu po zlikwidowaniu kuchni…
[15] Dopóki bezrobotny, pozostający bez środków do życia Żyd otrzymywał chociaż odrobinę obiadu i kubek kawy, mógł się jakoś utrzymać przy życiu. Kiedy zabrakło kuchni, i on musiał zginąć. To jest memento dla tych wszystkich, którzy mieli pretensje do kuchni domowych i podważali sens ich istnienia.
Na początku lata 1941 roku okupacyjna władza zabrała, jak zwykle, kontyngent młodych ludzi na roboty przymusowe. Dom wysłał ośmiu łagierników. Otrzymali od komitetu po osiemdziesiąt lub po sto złotych, niektórzy dostali parę spodni lub sztukę bielizny. Jednak w tym samym czasie wydarzyło się coś, co wstrząsnęło lokatorami i przyczyniło się do upadku komitetu, nie tylko tego przy Muranowskiej 6. Mamy tu na myśli tajny okólnik Czerniakowa, przewodniczącego Judenratu, głoszący, że komitety domowe mają się zajmować wyszukiwaniem i doprowadzaniem lokatorów na przymusowe roboty947…
Chociaż nazajutrz okólnik został wycofany, bo dostrzeżono zapewne, że jest jakimś nieporozumieniem, zdołał narobić szkód. Właściwie w tym samym czasie aresztowano przewodniczącego komitetu za brak 200 złotych obowiązkowej wpłaty na policję gettową948. Co prawda wkrótce go zwolniono, ale złe wrażenie pozostało. Żaden z sąsiadów nie chciał już słyszeć nie tylko o członkostwie, ale i nawet o zebraniach komitetu. A zebrania odbywały się wtedy jedno po drugim. Cóż jednak, sąsiedzi jakby się zmówili