Pisma wojenne [23] 411
budynków od drugiej strony, od ulicy Freta, która się znajdowała poza gettem. Okna niektórych tylko mieszkań wychodziły na Koźlą. Było to błogosławieństwo nie tylko dla owych kilkorga gojów zajmujących te lokale, ale i dla Żydów [13], i to nie tylko z uliczki Koźlej – tamtejszych szmuglerów, ale i dla Żydów z całej Warszawy. Bo o ile szmugiel jest w swej istocie rzeczą niegodziwą, pętlą zaciągniętą na gardle spuchniętego i obrzmiałego konsumenta, o tyle w strasznych warunkach więzienia, w którym warszawskich Żydów zamknęły mury getta, jest on jedynym ratunkiem dla pozostających przy życiu i kto wie, czy nie trzeba będzie kiedyś postawić szmuglerowi pomnika za jego narażanie się, bo, spoglądając na to z perspektywy, uratował w ten sposób dużą część warszawskich Żydów od śmierci głodowej.
[14] Zakratowane okna
Okna chrześcijańskich mieszkań były zakratowane. Na pierwszy rzut oka niby po to, by oddzielić gojskie mieszkania od żydowskiej ulicy. Jednak w istocie te kraty doskonale nadawały się do prowadzenia szmuglu. Od środka, tuż przy kratach, wstawiał goj rodzaj drewnianej rynny, jakie się widzi w młynach. Rynna szła aa[…]aa do kraty, i kiedy goj sypał do środka worek zboża, wpadało ono prosto do worka, który trzymał żydowski szmugler z uliczki Koźlej. Raz dwa, worek był pełny i Meir Bomke, [15] wysoki i pleczysty jak tur tragarz, zarzucał sobie worek na plecy, jakby to było piórko, i znikał z nim, niosąc go tam, gdzie trzeba.
W ten sam sposób przerzucało się kaszę, proso, drobny cukier kryształowy aa[…]aa. Tylko mąkę szmuglowało się w papierowych torbach i, rozumie się, nie przez okno na parterze, ale przez okna wyższych pięter. Chrześcijański szmugler spuszczał na ulicę sznurek, szmugler żydowski przywiązywał do niego papierowe torby, goj wciągał sznurek i napełniał torby mąką, a potem je spuszczał. [16] Zaraz chwytali i uprzątali je szmuglerzy. Aby nie poprzecinać sobie rąk, goj zakładał parę grubych watowanych rękawiczek, przez które przesuwał się sznurek.
Kiedy nadchodził czas spuszczania towaru, okna parteru były oblężone. Szmuglerów otaczały ich żony, synowie i córki, tragarze, przechodnie czy po prostu klienci aa[…]aa rozmawiać z chrześcijanami aa[…]aa. Ale kupować u nich towar mogli tylko ci, którym szmuglerzy przyznali do tego prawo. Nierzadko słyszało się, jak pod gojskim oknem jeden szmugler wykłóca się z drugim:
[17] – Jankiele, ty parchu, a niech cię! Już więcej nie podejdziesz pod okno. Ręczę za to, już ja cię załatwię!
– Meir, rusz się, koniec z tym, szybciej, zobacz tylko, jak on się miga!
– Mendl, zobacz, a żeby was, co stoicie a[…]a, weźcie to a[…]a […] do hali! Krzyki a[…]a wyzwiska a[…]a rażą jak ostre a[…]a.
Wyrywa się sobie z rąk, szybko uprząta się szmugiel. Napór, ciągnięcie, rwanie i towar jest już upchnięty w półuśpionych, ciemnych sklepach średniowiecznego a[…]a na uliczce Koźlej. Kobiety z szerokimi plecami, czerwonymi policzkami, spracowanymi dłońmi, a[…]a [18] głosami aa[…]aa mrugają nerwowo oczami, cały czas rzucają spojrzenia w kierunku wylotu uliczki, w stronę Franciszkańskiej, sprawdzając, czy ktoś nie idzie, nie jedzie i nagle powietrze przecina ochrypły, ostrzegawczy krzyk: