RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Pisma Pereca Opoczyńskiego

strona 100 z 530

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 100


62 Pisma przedwojenne [6]

kolejki do okienka. Wtedy ktoś zaczął śpiewać niedzielną modlitwę Woskresienije106, którą natychmiast podchwycili inni. W chwili, gdy wybrzmiały jej ostatnie słowa, ostatni z uciekinierów, przeżegnawszy się, wyskoczył przez okienko i zgodnie z tym, co mu kazano, zamknął za sobą bramę, by w ten sposób zatrzeć ślady.

Wtedy w sali zapanowało przygnębienie. Zastanawialiśmy się, czy to było mądre posunięcie. Czy w taką ciemną noc i ulewę poradzą sobie, schodząc z gór?

Wtem otworzyły się drzwi i do środka wparował feldfebel. Już się kładł spać, kiedy zastanowiło go to nasze śpiewanie Woskriesienije w środę. Wstał więc, żeby zobaczyć, o co chodzi. Widząc nasze stężałe twarze, zaraz się zorientował, że coś cię stało.

– Zbiórka – zakomenderował i zaczął nas liczyć. Okazało się, że brakuje siedmiu.

Wściekł się i wypędził nas na podwórze. Staliśmy tak w deszczu dwie godziny, aż przybył komendant.

Zaraz też obdzwoniono wszystkie okoliczne posterunki żandarmerii, ale tych siedmiu nie złapano.

Następnego dnia, tuż przed zachodem słońca, trzech spośród nich znalazła straż. Roztrzaskani leżeli u stóp góry...


[1] לאטש ריזח ןיא [W chlewie]

Czarnoniebieska noc tajemniczo połyskiwała milionem gwiazd. Wioska spała, a pola wokół pachniały kartoflanym kwiatem107, kapustą, marchwią, burakami i zżętą koniczyną.

W ciemności majaczyły sterty siana i stogi zboża pogrążone w bogobojnym milczeniu. Gdzieś tęsknie i strasznie zawył pies.

– Kochaj mnie! – chłopka chwyciła mnie za ramiona. – Kochaj mnie, chłopcze!

– Przecież masz męża, dzieci – powściągałem ją.

– Nie kocham go, bije mnie. Kochaj mnie i zostań ze mną – nalegała.

– A jak twój mąż wróci z wojny? – zapytałem.

– Zabiję go siekierą...

W izbie paliła się słabo podkręcona lampa naftowa. Dzieci spały. Siedzieliśmy przy oknie i spoglądaliśmy w noc. Nagle dało się słyszeć pukanie, lecz zaraz ustało. Kto mógł pukać o tej porze? Dochodziła północ. Wyszedłem na dwór sprawdzić, ale nikogo nie było. Może ktoś ze wsi, przechodząc obok widnej jeszcze chaty, chciał zajrzeć, ale widząc Stachową siedzącą na kolanach rosyjskiego jeńca, stuknął ku przestrodze i zaraz sobie poszedł.

– Widzisz, Stachowa, ludzie już wiedzą i doniosą księdzu. Cała wioska będzie przeciwko tobie.

– A niech sobie gadają – rozeźliła się. Nikogo się nie boję, nawet i księdza. O nim też dużo bym mogła powiedzieć...

Przytuliła się do mnie.