strona 270 z 920

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 270


228 Rozdział 3. Poezja [55]

Gdy strój jego podły, szlachetny ma język,
Okrutny jest w sercu, choć w Biblię tak wierzy…
Nie podnoś więc głowy, nie podnoś jej wcale!
Niech świat cię nie widzi, że łkasz tak jak łkałeś.

[30]                                                  7

Ach świat, ach ten świat… Kto dziś myśli o świecie,
Szukajcie, lecz śladu i tak nie znajdziecie,
Zostawił w spokoju namioty cadyka,
Nikogo w nich nie ma, jedynie Bóg czeka.

A cadyk, a cadyk – rozpłakał się rzewno,
Przed Bogiem rozpłakał i wszystko mu jedno,
Czy świat się przygląda czy wcale nie troszczy –
Ucieka przed światem ów mistyk żydowski,

Wypiera się go, jak świat wyparł się Boga,
Przed którym dziś płacze, przed którym to z trwogą
Zadziera zbolałą swą głowę ku górze,
By zaraz w rozpaczy opuścić ją niżej.

Nie może już patrzeć na boże cierpienie,
Sam cadyk też cierpi, gdy wznosi spojrzenie
Na chmurne oblicze, na serce zgnębione,
Najwyższy, a jednak jest, biedak, strapiony,

I cadyk łka ciszej, półgłosem jedynie –
Lituje się nad Nim ów mistyk z Radzynia,
Rozpacza – a Bóg aż [x] zanosi się łzami –
I cadyk opuszcza znów głowę stroskany.

8

Za chwilę przybędzie posłaniec z Warszawy –
Wpuszczają go cicho, spogląda ciekawy Cadyka…
A cadyk – ostoja strzaskana –
Nie widzi, nie słyszy… Po chwili czekania

Podchodzi i cicho zaczepia cadyka:
Chodź, rebe, do auta, Warszawa cię czeka.
Zamknięty, bezpieczny samochód już stoi…
„Nie ruszam się z miejsca!” „O, rebeniu, pojedź!

Samochód pod domem już stoi gotowy,
Kierowcą jest Niemiec… O, wychylże głowę