strona 329 z 920

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 329


Rozdział 4. Proza [71] 287

się nazbyt poważna, by korzystać z plaży i leśnego powietrza. Spakował się więc do wyjazdu do domu.

[8] O podróżowaniu koleją nie było mowy. Pociągi zarekwirowano dla wojska i brakowało wagonów. Trzeba było poszukać furmanki lub poczekać na przypadkowy autobus. Lecz Rafałowi przydarzył coś takiego, co zniweczyło całkowicie plan wyjazdu. Rafał, który czuł się znacznie lepiej i codziennie spędzał na rowerze godzinę, wpadł w czasie przejażdżki na motocykl wojskowy i tak się przy tym poturbował, że zasklepiona rana znowu się otworzyła. Dostał gorączki. W taki oto sposób nie doszło do zaplanowanego wyjazdu. W tym czasie okazało się, że również Warszawa znajduje się w podobnym położeniu. Postanowiono zaczekać. W ogrodzie wykopano głębokie rowy – dom posiadał długi ogród z warzywami – i przykryto je belkami oraz ziemią.

Schron urządzono [x]20[w samą porę]. Godziny do rozpoczęcia nalotu były policzone. Przelatujące nisko nad głowami ludności cywilnej statki powietrzne nieprzyjaciela zrzuciły na bezbronne miasto bomby wybuchowe i zapalne.

* * *

Nazajutrz nowa władza:

zwycięzcy i pokonani.

Czwórkami w szeregu jak żołnierze, pędzeni w szybkim tempie, popychani bagnetami z każdej strony – tak właśnie szło stu trzydziestu Żydów, powłócząc obolałymi nogami, kilometr po kilometrze w kierunku Pułtuska. Ich rany broczyły, trupia bladość okrywała twarze.

nTempo, Tempo, die verfluchte Gesellschaftn!21

nLos, Banden!22

Rafał wlókł się resztkami sił, zatykając dłońmi ranę, która mu się otworzyła.

– Dasz jeszcze radę? Bolą cię nogi? – ojciec starał się pytać obojętnym tonem. Rafała bolało serce bardziej z powodu niedoli ojca niż własnej… Widział przed sobą jego zatroskaną, wynędzniałą twarz… Jego wielkie okulary zwisały nad żółtą łatą. Z pewnością w tej właśnie chwili myślał o nim… Lecz sam był tak przygnębiony, że czuł narastającą w sobie obojętność w stosunku do siebie i innych.

[9] Potężny cios kolby wymierzony w bok wyrwał Rafała z tego otępienia.

– Co oni z nas będą mieli? – lamentowali Żydzi. – Co zamierzają z nami zrobić? Za czyje winy tak się mszczą?

Wielki worek kołysał się na kiju Rafała. Krew napłynęła mu z gardła do ust. Zanucił słowa psalmu.

nHalt die Schnauzen!23