strona 339 z 920

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 339


Rozdział 4. Proza [71] 297

Tego dnia domy łamały się jak zapałki i płonęły jak słoma61. Z dachów i okien wydobywał się dym. Mieszkańcy przemykali chyłkiem jak myszy z jednej ulicy na drugą. Paru dźwigało toboły. Zatrzymywali się przy bramach domów i wejściach do piwnic, żeby przeczekać ostrzał, a potem rzucali się do biegu. Po kilku metrach znów to samo. W takich chwilach nikt nie mógł liczyć na szczęście. Bieganie po ulicach było zbyt ryzykowne. Płacono za nie życiem. Ze wszystkich stron leciały szrapnele i granaty. Samoloty zrzucały setki bomb burzących i zapalających. [23] Nad ulicami krążyły myśliwce, rażąc z broni maszynowej – to z tych samolotów ciskano także granaty ręczne. Stalowe ptaki nadlatywały co chwilę, jeden za drugim, dawały nura w dół ze swoim ładunkiem i spuszczały go z bliska, żeby nie chybić celu.

Miasto wypełniał dym i pył. Jak w innych dniach września było gorąco i sucho. Tego pamiętnego poniedziałku zabrakło wody, dostawy prądu zostały odcięte dzień wcześniej. Ale wieczorem miasto świeciło blaskiem płonących ulic. Nie można było gasić pożarów z powodu braku wody. Ogień pochłaniał całe połacie miasta. Gdzieniegdzie zamierał, zanim zdążył się rozpalić na dobre.

U Srolkego w piwnicy siedzieli sąsiedzi. Płomienie strawiły jedynie front kamienicy. Wieczorem Liza przyniosła wiadomość, że szpital na Elektoralnej, w którym znajdowała się Żenia, leży w gruzach. Ciężka bomba trafiła budynek z rannymi i wybuchł pożar.

Srolke pobiegł do szpitala, a z nim Liza. Wroga armia bez przerwy raziła ogniem. Liza i Srolke kryli się tuż przy murach, szukali tam schronienia, chociaż w każdej chwili ściany mogły się zawalić i pogrzebać ich pod gruzami. Zbliżała się siódma wieczorem. Bramy domów były pozamykane. Straż cywilna nie wpuszczała obcych i nieznajomych. [Liza i Srolke] Biegli dalej pod ostrzałem kul. Ulice były zasłane zdychającymi końmi. Jedne zdawały się uśmiechać, inne zaciskać szczęki z bólu. [Konały bezimiennie] jak nieznani żołnierze. Leżały tak dzień i noc, w skwarze porannego, złocistego słońca, które hojnie opromieniało swym blaskiem kraj w tamtych tragicznych dniach.

Przyniesione przez Lizę wieści okazały się prawdziwe. Szpital [pod wezwaniem Ducha Świętego] został trafiony przez bombę. Większość pawilonów stanęła w płomieniach. Pod gruzami leżały łóżka i pościel, także ludzkie zwłoki.

[24] Srolke szukał córki wśród ruin. Wydawało mu się, a nawet był tego pewien, że jest martwa.

– Ach, tam jest ona! – gwałtownie wykrzyknął.

Wśród trupów leżała dziewczynka z obwiązaną głową. Ale Liza rozpoznała po kolorze sukienki i bluzki, że dziecko nie było córką Srolkego. Szukali dalej, nie zważając na to, czy ją znajdą, czy nie. Ci, którzy przeżyli bombardowanie szpitala, nic nie wiedzieli o Żeni.

* * *

Kiedy człowiek nie może znieść cierpienia, kiedy ciężar życia i strach przed śmiercią prowadzi go na krawędź załamania psychicznego i fizycznego, kiedy grunt zaczyna