312 Rozdział 4. Proza [71]
Walenty, kiedy dowiedział się od żydowskich sąsiadów o swoim zdjęciu126, splunął tylko z pogardą na bruk i rzekł:
– pPsiakrew, bydłop!
Jednak w niedzielę jego żonka Małgosia włożyła na siebie futro z fok, które buchnęła ze zrujnowanego w czasie ostrzału sklepu, i poszła zobaczyć osobliwe zdjęcie męża.
***
Maturzystka Eda (najmłodsza wnuczka Gedalego) bardzo szybko pogodziła się z zaistniałą sytuacją. Głowę obwiązała zwykłą chustką, obcięła krótko wypielęgnowane paznokcie i odłożyła na bok szminkę. Pierwsze dni wojny upłynęły jej na staniu w kolejkach za chlebem, jak również na udzielaniu się w obywatelskiej straży domu. Gdy zmieniła się władza, przestawiła się na handel. Była jedyną osobą w rodzinie, która cokolwiek zarabiała. Swój towar – pończochy, rękawiczki, kosmetyki – nosiła w małej walizce od domu do domu. Wieczorem podliczała dochody. Pieniądze oddawała matce na chleb, ziemniaki i masło (znowu pojawiło się w sprzedaży). I tak zarabiała każdego dnia, aż spotkało ją nieszczęście. Pewnego dnia podszedł do niej jeden ze zwycięzców w niebieskim mundurze i bezprawnie odebrał jej walizkę, w którym znajdował się cały jej majątek.
Farbowane Aryjki z półświatka uganiały się za żołnierzami niczym wrony czyhające na łup. [A łupienie] było dyscypliną sportu uprawianą przez zwycięzców w wolnym czasie.
* * *
5 listopada 1939 r. Na ulice padł śmiertelny strach. Wśród zrujnowanych [45] murów krążyły cienie żołnierskich krucjat. Pod wieczór niebo zapłakało razem z Żydami, którzy w ciszy dźwigali swój dobytek na plecach, wózkach i platformach.
Zapadła noc. Bernard zapalił woskową świecę. Jego spojrzenie spoczęło na gazecie „nLodzer Zeitungn”127. Oczami błądził po tytułach: „Porządek zwyciężył nad destrukcją” „Żydowscy spekulanci muszą zamknąć sklepy” „Żydowskim krawcom nie wolno robić butów” „Żydowscy złodzieje i włamywacze…” „Żydowscy duchowni…” „Żydzi…, Żydzi…, Żydzi…” Ja też jestem Żydem.
Ktoś płakał. To dziecko Srolkego wybuchło płaczem. Co noc budziło się z krzykiem: „Mamo, pali się!” Wyskakiwało z łóżka i [46] podbiegało do okna, trzęsąc się z zimna. Matka tuliła je do siebie, lecz ono nie mogło się uspokoić:
– pPali się, mamunia, pali sięp – niebo płonie – – – – –