314 Rozdział 4. Proza [71]
[Rozdział] 10. „Mieszkańcy Łodzi! Na rozkaz nFühreran przypadło wam w udziale ogromne szczęście i wielki zaszczyt przynależenia do Okręgu Rzeszy Kraju Warty”132. Takie obwieszczenie rozklejono 7 listopada na łódzkich ulicach. Podpisał je Gauleiter133 Greiser134.
Eda tak się przejęła rolą żywicielki rodziny, że zarzuciła plecak na plecy i wyruszyła do Łodzi. Stamtąd miała przywieźć trochę pieniędzy na ukrycie trykotarskiej maszyny dziadka. Po trzech dniach wróciła z powrotem załamana. Długo i uporczywie milczała. Nikomu nie chciała powiedzieć, co się z nią działo. Jedynie matce się trochę zwierzała. Bernard dowiedział się tylko tyle, że niemieccy oficerowie zaprosili ją do „pracy” i przetrzymywali w opuszczonym, zamkniętym domu. Eda wypakowała z plecaka żółtą opaskę – nowy znak łódzkich Żydów.
Bernard usłyszał, jak Eda rozmawia z matką przyciszonym głosem za zamkniętymi drzwiami. Wiedząc, że może jej zaufać, opowiedziała jej o wszystkim. Chciała zrzucić z serca ciężar, który ją przygniatał. Mówiła o wydarzeniach, które nie były tajemnicą dla mieszkańców Łodzi. Odkąd „wyzwolono” kraj spod polskiej „niewoli”, wdzieranie się do żydowskich mieszkań i gwałcenie kobiet stało się nagminnym zjawiskiem. Wedle słów Edy mundurowi złapali ją na ulicy i zaprowadzili do ponurego, ciemnego mieszkania. Kazano jej wyszorować podłogi i umyć okna. [48] Pracowała z innymi [x]135 młodymi136 dziewczynami i kobietami. Zmywały brud własną bielizną. Już na pierwszy rzut oka było widać, że wyselekcjonowano same najpiękniejsze kobiety w mieście. Wyglądały jak smukłe, eleganckie łanie. Niektóre z nich miały szczególny urok…
Ponieważ łódzcy Żydzi mieli prawo przebywać na ulicach do piątej po południu, kobiety były pewne, że przed piątą zostaną wypuszczone do domów. Zegar pokazywał siódmą… Zamiast je wypuścić, kazano im biec do łazienki i obmyć szybko „brudne ciała”. Atmosfera zrobiła się od razu napięta. Większość kobiet słaniała się ze zmęczenia. Trzęsły się z zimna. Dopiero teraz rozpoczęły się prawdziwe bachanalia. Kopniakami i pięściami zagoniono je do pokojów – po dwie w jednym. Po krótkim czasie rozdzwonił się dzwonek u drzwi. Do pokojów zamaszystym krokiem wkroczyli panowie w mundurach z oficerskimi szlifami i rozkazali zdjąć ubrania… Młoda nauczycielka gimnazjalna, która była razem z Edą w pokoju, otworzyła okno. Chciała wyskoczyć na ulicę, ale tak zasłabła od bicia, że nie miała siły stawiać najmniejszego oporu. Z sąsiedniego pokoju dochodziły spazmatyczne krzyki. Jedna z kobiet wpadła w obłąkańczy amok. Szybko jednak ucichła. Możliwe, że ktoś zatkał jej usta ręcznikiem i związał ręce.
Dręczenie trwało przez całą noc. Mężczyzn było więcej niż kobiet. Nie mogli nasycić się rozbojem. Kiedy zaczęło świtać, kobiety odprowadzono do schodów i wyrzucono na ulicę jak parszywe rzeczy.