strona 368 z 920

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 368


326 Rozdział 4. Proza [71]

Pieniądze zostały na stole. Było ich niestety za mało. [x]178. Rozległ się strzał. Hałas wyrwał matkę z omdlenia. Bernard dawał jeszcze oznaki życia. Leżał u jej stóp z otwartymi oczami, spokojnie. Ich spojrzenia się spotkały.

Matka podniosła się z łóżka na drżących nogach. Stanęła przed ludźmi w mundurach.

– Mordercy, wynoście się! Jakim prawem…? Padł drugi starzał na koszt Trzeciej Rzeszy.

Ciężki żołnierski krok zwycięzców odbijał się echem na schodach, siejąc strach i zniszczenie.

* * *

Znowu noc. Tik, tik, tik, tik, tik… Zegar tyka z całych sił. Tylko on jeden w pokoju Bernarda ma jeszcze energię i odwagę, by się ruszać. Mina czeka na męża i syna. Otwiera furtkę i wdycha mroźne powietrze. Nastała już zima. Wkrótce spadnie gęsty, jasny śnieg. Okryje bielą ziemię. Rozpacz przemieszana z otuchą rozleje się nad zbolałym krajem179.

[67]

* * *

Spadł śnieg. Pokrył grubą, białą warstwą równe alejki sejmowego ogrodu180. Najpierw przyprowadzili tutaj Sendera wraz z innymi skatowanymi Żydami, którzy zostali złapani i zagonieni do wszystkim dobrze znanej „pracy”. W pośpiechu kopali szeroki grób.

Potem przypędzono dziesięciu młodych mężczyzn, jednego za drugim181. Mrużyli oczy oślepieni jaskrawą bielą śniegu. W jednym z nich Sender rozpoznał Wacława. Jego wychudzone ciało drżało z zimna.