strona 375 z 920

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 375


Rozdział 4. Proza [71] 333

Całe miasteczko zelektryzowała wiadomość o mającej się odbyć masowej egzekucji żydowskich jeńców wojennych. Mieszkańcy chcieli uwolnić ze zbrodniczych rąk tych kilkuset pozostałych przy życiu młodych ludzi, którzy lada chwila mieli przejść ulicami. Ich wykupienie mogło kosztować majątek. Wydobyli więc swoje kosztowności z kryjówek i przekazali na okup.

Do miasta wkroczyła kolumna. Długimi szeregami ciągnęła w stronę synagogi. Rozgorączkowani, zmarznięci, odarci i ranni jeńcy zostawiali za sobą czerwone smugi krwi na śniegu.

Dziobaty dowódca kolumny splunął daleko przed siebie. Razem z dymem z fajki202 chciał wyrzucić z siebie obrzydzenie, jakie czuł do siebie i swoich przyjaciół. Jeńców rozkazał umieścić w synagodze. Z powodu fizycznego defektu od dzieciństwa miewał napady furii. Teraz wystąpiły z całą mocą. Miał ochotę krzyczeć na cały głos, byle tylko się pozbyć swej manii, własnego dzikiego obłędu:

– Wszystkich wymordować, wszystkich co do jednego – jego wrzask słychać było na ulicy. – Rozkażę moim ludziom, żeby powystrzelali ich jak psy…

Na nic się zdały błagania i prośby. Ale prezenty, kosztowności i jedzenie znaczyły więcej niż wszystkie słowa. Żydzi z Parczewa zgromadzili wszystko, co mieli, i przynieśli panom życia i śmierci [12] trzystu Żydów. Wynegocjowali, że jeńcy zostaną przewiezieni chłopskimi furmankami do Białej Podlaskiej203. Tam miał zostać utworzony dla nich stały obóz…

Pociąg jechał przez zaśnieżone pola, wagony były pełne chłopów szmuglujących do Warszawy tłuszcz, jajka oraz mięso. Podróżni rozmawiali o cenach, kontroli pociągu, domowych sprawach i o Niemcach, jak wywożą dzieci na roboty do Rzeszy. Od czasu do czasu przez pociąg przechodził patrol policyjny. W kącie siedzieli zaszyci Dawid i Mosze. Byli ubrani jak Aryjczycy204. Żydzi z Parczewa podarowali im odzież.

Niewielki Dawid z całych sił starał się nie podnosić wzroku. Jedno spojrzenie mogło zdradzić jego pochodzenie. Nikt nie powinien był spostrzec, jak cierpiał, najmniejszy ślad smutku musiał zniknąć z jego twarzy. Również wielki Mosze zmienił się nie do poznania, jak wiejski chłopak naciągnął głęboko czapkę na oczy, buty wyglansował cuchnącą pastą, a z jego ust wydobywał się zapach taniego tytoniu. Palił i palił.

[13]

gRozdział 2g205

W stałym obozie dla jeńców wojennych pod Königsbergiem206 w Prusach Wschodnich nastał zimowy poranek. W obozie przebywało także tysiąc koni dawnej polskiej kawalerii. Jeńcy mieszkali w szopach, konie natomiast stały na dworze. Pod gołym