Rozdział 4. Proza [71] 343
Estusia siedziała zamyślona na miękkim krześle, rzucając zamglone spojrzenia w stronę okna. Całe życie przeleciało jej przed oczami jak film. Zobaczyła siebie jako dziecko oddane pod opiekę bony. pWolnop, pnie wolnop brzmiały w jej uszach słowa matki…, aż do czasu, gdy pojawił się on, tamten mężczyzna, jej pierwsza miłość… Pojęcia „wolno”, „nie wolno” mieszały się w głowie z dźwiękami jazzbandu i wina… Skończył się taniec i zgasło światło… W umeblowanych pokojach wielkomiejskiego hotelu pojęcia „wolno” i „nie wolno” zlały się ze sobą.
To tu przyszedł jej mistrz i pierwszy kochanek, w młodej głowie powstał chaos. Bunt krwi. Serce dyktowało „tak” [x]229 lub „nie”.
Pierwsza aborcja…
Dopiero potem pojawił się młodzieniec ze swoim sklepem tekstylnym, szadchen230 i posag, girlandy i noc poślubna.
– Wolno – nie wolno – zabrzmiały w uszach słowa bony. Ale skąd wziął się pMazurp, ten goj?…
– Uwaga na zęby – pWandap z dobrego serca ostrzegła Estusię, która w zadumie gryzła twardy cukierek.
Nagle rozległ się głośny chichot Loli:
– Mama ma w budzi aparat…
Słowa te podziałały na Estusię jak lodowaty prysznic. Kiedy Wolf przyszedł na obiad, w całym mieszkaniu słychać było głośne pokrzykiwania żony. W niewielkich pokojach wrzało jak w kotle. Matka wymyślała na siedmioletnią córeczkę i na jej oświeconą służącą.
Przy okazji oberwało się także Wolfowi:
[28] – Żydzie, nie mogę znieść tej twojej wyblakłej twarzy, twoich obwisłych rąk… Wyglądasz jak szmata, jak golusowy Żyd231.
Bluzka rozdarła się jej z tyłu na plecach, odsłoniętymi ramionami poruszała tak, jakby wykonywała jakiś gwałtowny taniec.
Wolf milczał. Czuł się dotknięty. Wciąż jeszcze świeże były w jego pamięci obrazy z przeszłości. Sala Reduty, wigilia Nowego Roku 1930. On w smokingu spogląda zaintrygowany zza maski, tańczą razem w romantycznym świetle kolorowych lampionów. Reflektory rzucają barwne plamy na tańczące pary, czuje ciepło jej ciała. Ona w prześwitującej sukni balowej. Jej figura jest gibka, talia smukła… Przez okna wpadają promienie poranka, ściągają maski. Jego usta dotykają nagiej dłoni. Dwa serca biją w jednym rytmie… Za Nowy Rok, za nowe życie…
Głos Estusi brzmi teraz jak głos rodem z piekła:
– Golusowy Żyd…
Oto ideał sięgnął bruku. Ten sam głos, ta sama kobieta. Ideał a rzeczywistość.