Rozdział 4. Proza [71] 347
Nickel rozglądał się na wszystkie strony, jak gdyby pragnął przeniknąć serca ludzi, wśród których się znalazł. Ciasnota i nieporządek rzucały się mu w oczy.
– Tak teraz żyjemy – usprawiedliwiał się Albert, pokazując na niewielki, zagracony pokój, w którym prócz niego również Mina przechowywała resztki swojego dobytku.
– Czego oni od nas chcą? Co z nami zrobią? – Albert rozłożył ręce.
Otworzono drzwi od balkonu, wpuszczając jesienne248 światło słoneczne. Ulicą maszerowała procesja249 dzieci. Ostrzyżone niczym owieczki marszczyły obwisłą skórę. Oczy miały pozbawione wyrazu. Pokryte zmarszczkami twarzyczki przypominały [oblicza] siwych starców. Świecąc gołym ciałem pod podartymi ubraniami, dreptały250 po brudnych kamieniach jak ustawione w szeregach małpy251. To były wygłodzone dzieci z żydowskiego domu dziecka. Wychowawczynie prowadziły je ulicami, żeby pokazać światu ich samotność i łzy. Wiele dzieci nie miało siły utrzymać się na nóżkach, drzemały na rękach opiekunek.
Nickel wyciągnął numer „nStürmeran”z torby i przeczytał: „Żydzi są naszym nieszczęściem. Żydzi są winni wojny”…
Zgniótł gazetę i rzucił daleko od siebie. Był poruszony widokiem za oknem.
– Dziwne, że ilekroć nasz nFührern usiłuje celować w bogatych, zawsze trafia w najbiedniejszych. I sprowadza na nich śmierć głodową.
– Tyrania sama w sobie nie ma siły, by panować, historia nie toleruje znęcania się nad [34] ludzkością. Czas zdepcze każdego, kto złamał prawo moralne. To jest nasze Niemcy! – przygryzł wargi. – To on [Führer] ciskał gromy na plutokrację całego świata. On rozmawiał z goszczącymi u nas artystami, przybierając tę swoją pozę i dziwaczną intonację.
– Co będzie z nami? Czego oni od nas chcą? – dopytywał się Nechemia.
Lecz Nickel nie odpowiedział. Być może coś wiedział, ale nie chciał mówić, żeby nie zepsuć nastroju.
– nŻydzin, tak…, poznałem polskich nŻydówn jeszcze w czasie [poprzedniej] wojny. Niewątpliwie wasi bracia mają wiele zalet, są energiczni i wytrzymali, ale również wiele wad. My, Niemcy, nie lubimy sytych twarzy, gnuśnych dłoni i przezroczystych ciał… Ale który naród nie ma wad…
I odpowiedział im wszystkim:
– Jedno mogę wam rzec. Problem żydowski jest problemem uciskanej mniejszości narodowej. Rozwiązać go może tylko socjalizm, który znosi raz na zawsze – czy tego chcecie, czy nie – różnice między biednymi i bogatymi, również różnice między narodami… Być może potrwa to jeszcze długo. A mogłoby już teraz… Postęp wyhamował, ale nie da się zatrzymać pochodu dziejów. Czas jest cierpliwy…
Wstał z krzesła i zatrzymał się na chwilę w miejscu, jakby z wysiłkiem coś sobie przypominał.