362 Rozdział 4. Proza [71]
hycla wrzucono go do podstawionej ciężarówki i razem z innymi więźniami wywieziono w nieznanym kierunku295. Musiał – przez ślepy traf – podzielić gorzki los biednych. [W obozie] Powracał myślami do Warszawy, do ciepłego mieszkania, pościelonego łóżka. Pomimo przymusowej przeprowadzki mieszkanie u Nechemii wydało mu się teraz rajem w porównaniu do obecnego pieskiego życia. Jak pałac wyglądała uboga chłopska chata w porównaniu do rozlatującej się stodoły, w której on i jego towarzysze musieli mieszkać. Było tam [60] trochę słomy do przykrycia296. Dokuczał mu kaszel. Ból przenikał aż do szpiku kości.
Ból paraliżował jego członki, utrudniał mu pracę. Codziennie czuł na karku pałkę nadzorcy. Bał się chwili, kiedy nadzorca powie do niego:
– nDreh dich um, du Verlaustern!297
I jeden strzał z pistoletu zakończy jego życie.
W obozie byli także zielonoszarzy ojcowie, którzy nie musieli stawiać się na wezwanie, a także zgarbione matki i ich córki298. Niezliczone robactwo żerowało na jego ciele, kąsało jego skórę i mięso. Silne [okazy] kąpały się w lodowatej wodzie, słabe znikały bez śladu z powierzchni.
Każdego dnia wzrastała [x]299 liczba ofiar rosła. Grzebano je na okolicznych polach. [x]300
Często ziemia pękała od fermentacji jak gorące ciasto. Złociła się w słońcu. Świeży, żółty piach był świadkiem bestialskich mordów, a także bezprzykładnej nienawiści.
Spośród wszystkich nadzorców obozu wyróżniał się dwudziestoletni wysoki chłopak. Jego umundurowani kamraci wołali na niego pWojtekp. Nosił ciemny mundur volksdeutscha, a przy pasie rękawiczki i załadowany rewolwer dużego kalibru. Rola, jaką odgrywał, bardzo mu się podobała. Często przeglądał się w małym kieszonkowym lusterku i skrapiał perfumami.
pWojtekp był jedynym synem komisarza pMazurap. Wychował się wśród przestępców i morderców. W knajpie jego rodziców gromadzili się ludzie półświatka, żeby chlać i robić burdy, nierzadko dochodziło do bójek na noże.
Na rozczochranych włosach pWojtkap siedział zmięty kaszkiet, między zębami huśtał się papieros301. Patrzył z pogardą na ludzi. [61] Wychował się w mieście, dlatego z ciekawością przyglądał się życiu na wsi, ptakom i zwierzętom domowym, ich narodzinom i śmierci, ubojowi drobiu, łajaniu psów – wszystko budziło w nim zachwyt… Lecz jeszcze bardziej fascynował go pająk i jego sieć. Z podziwem patrzył, jak ten krwiożerczy owad wysysa z ofiary życie. Walka trwała długo, aż nadchodziła śmierć.