Rozdział 4. Proza [71] 367
twój szacunek dla tych, którzy mają prawo do oddychania, do życia – apelowała Estusia – i nie życzą sobie być kąsani przez jadowitą pjaszczurkęp. [x]307
Zamiast skruchy nastąpił siarczysty policzek, od którego Estusi zrobiło się czerwono przed oczami, a w uszach usłyszała szum morza.
Estusia nie płaciła czynszu. Nechemia wykorzystał więc okazję, żeby wmieszać się do rozmowy. Wyjaśnił stanowczym tonem, że jego rodzona siostra jest mu bliższa niż siostra jego żony i żeby raz na zawsze zakończyć wszelkie kłótnie, Estusia ma wynająć sobie mieszkanie gdzie indziej…
Estusia stała na ulicy. Czuła się, jak gdyby ktoś wypędził ją z domu. Była ubrana ciepło, ale trzęsła się z zimna. Miała gorączkę. [Wydało się jej] to nieistotne. Wokół niej falowało morze ludzi. Ona – kropla w morzu. Kropla – ni mniej, ni więcej – w morzu bezsensu i cierpienia. Jej zmartwienie nie miało znaczenia, tak samo jak nie miało znaczenia teraz życie ludzkie.
Wyciągnęła z mufki308 złożoną kartkę papieru i podniosła do oczu. [Dobrze] Znała treść tego listu, mimo to przeczytała go po raz kolejny, jakby szukała czegoś między wierszami: „Estusiu! Zrozum i wybacz mi moje odejście. Każdy inny [na moim miejscu] opuściłby dom rodzinny, skoro wszystkie znaki [na niebie i ziemi] przypominają mu o nieszczęściu, które go spotkało. Dalsze życie z Tobą byłoby dla mnie gehenną – a[…]a głowa ugina się pod ciężarem, a ból serca po [śmierci] dziecka a[…]a jest tak wielki, że [69] muszę uciec od wszystkiego, co przypomina mi o jego stracie, opuścić Ciebie i miasto”.
List nosił stempel prowincjonalnego miasta, w którym Wolf miał brata. Estusia zrozumiała, że jej życie rodzinne legło w gruzach. Straciło sens.
Teraz Estusia czuła to samo, co wszyscy inni opuszczeni i bezdomni, którzy konali, leżąc na zabłoconych309 chodnikach. Spod szmat wyglądały ich opuchnięte ręce i nogi. Rozpalone gorączką oczy łaknęły ratunku i pomocy.
* * *
Tęsknota Guty za mężem nie miała granic. Tęskniła za nim każdym nerwem. Przez pierwsze miesiące nie wiedziała, gdzie go szukać. Po pewnym czasie przyszedł do niej list, który nosił stempel obozu pracy w Bełżcu. Potem Guta przeszmuglowała się przez jedną z wach. „Po tamtej stronie” wzięła dorożkę i kazała się zawieść na lotnisko, gdzie przy jednym z zielonych domków strażniczych służbę pełnił nGefreitern Nickel.
Właśnie był wolny. Palił swoją zakrzywioną fajkę, przysłuchując się rozmowie, którą na temat Żydów prowadzili jego dwaj koledzy, leżąc na pryczach. Tęgawy właściciel domów z Monachium opowiadał:
– W Monachium mieszkałem w sąsiedztwie Żydów. O północy nad naszymi głowami zerwał się silny wiatr (było to w noc sylwestrową) i wyraźnie usłyszeliśmy bzyczenie tych much. Mój kolega, znawca żydowskich zwyczajów, był już świadkiem takiego zdarzenia, dlatego wyjaśnił od razu, że każdej nocy, kiedy zegar wybije północ,