372 Rozdział 4. Proza [71]
I jak przed wielkim narodowym świętem, do którego trzeba się przygotować, żeby goście byli zadowoleni, sklepy spożywcze pełne były wszelkiego towaru. Ceny szły w górę, a liczba głodujących rosła z dnia na dzień. Jeden Żyd pytał drugiego:
– Czy damy radę przeżyć? Kiedy się skończą wszystkie katusze?
Wydzielony kawałek miasta, gdzie ludzie tłoczą się jak mrówki [, biegają] w jedną i drugą stronę, potykają się o siebie, kłócą się, nienawidzą i kochają – ten kawałek leżał na północy miasta, wysunięty bardziej na południe. Wąska ulica była łącznikiem między dwoma kwartałami, które liczyły razem pół miliona żydowskich dusz. Na rogach ulicy, wypełnionej przechodniami, niemieccy żandarmi roztaczali nad Żydami pełnię władzy.
[* * *]
Niedziela. Słońce świeciło i był lekki mróz. Strażnikom wachy dopisywał dobry humor. [Uznali,] że w taki dzień jak ten przydałby się koncert z odrobiną akrobacji na samym środku ulicy. Właśnie przechodziła żydowska orkiestra i posterunkowy rozkazał jej stanąć na rogu ulicy i zabawiać muzyką tłum po obu stronach. Orkiestra grała, a ludzie się dziwili, dlaczego stoi po chrześcijańskiej stronie. Lecz wkrótce wszystko stało się jasne. Na rozkaz posterunkowego młoda żydowska dziewczyna i przygarbiony starzec podali sobie ręce i ruszyli do tańca.
W tym samym czasie Mosze pełnił służbę na rogatkach getta. Oniemiał, kiedy w tańczącej dziewczynie rozpoznał Rejzl. Obejmujący ją w tali stary Żyd sapał z wysiłku. Wyczerpany jednostajnym kręceniem się w kółko, położył głowę na jej piersiach.
Na twarzach przechodzących obok ludzi malował się strach i obrzydzenie. Widok tańczącej pary wszystkim mocno zapadał w pamięci.
Róg Leszna i Żelaznej zamienił się w arenę [78] cyrkową. Niewidomi żebracy śpiewali swoje proszalne niguny315, a przypadkowo złapani przechodnie godzinami gimnastykowali się z kamieniami w rękach. Komenderował nimi uśmiechnięty pchochlak316 w mundurze. Stał na posterunku w hełmie i z karabinem.
Pojawienie się Moszego pogorszyło tylko nastrój Rejzl, choć starał się dodać jej otuchy. Przechodząc obok niej, uścisnął jej ramię. Taniec trwał dalej. Rejzl poruszała się machinalnie jak lalka, z wymuszonym gorzkim uśmiechem na ustach. Jej twarz płonęła ze wstydu. Czuła się, jakby rozebrano ją do naga na samym środku rynku. Gorycz poniżenia wywoływała u niej mdłości. Kręciło się jej w głowie, jakby całe miasto wirowało wokół niej w obłąkańczym tańcu.
Starała się nie upaść. Kręcenie się ze starcem w kółko przeciągało się w nieskończoność. Wydawało się, że okrucieństwo umundurowanego nadzorcy będzie trwało wiecznie. Zadowolony, bezlitosnym okiem zerkał na polskiego policjanta stojącego po przeciwległej stronie.
W końcu nastąpiła zmiana warty. Nowy posterunkowy wstrzymał rzępolenie orkiestry. Chcąc ją jakoś wynagrodzić, rozkazał podstarzałemu tancerzowi zapłacić muzykom za ciężką pracę.