Rozdział 4. Proza [71] 385
Jak w czasach młodości i beztroski.
Niczym spod ziemi wyrasta przed nimi miniaturowa figurka wychrzty Peipera. W jego wąskiej twarzy z wąsikami płonie dwoje czarnych i błyszczących jak smoła oczu, które szukają [czegoś] między kamieniami z chyżością podobną do szczura…
– Ja też, ja też jestem Żydem – z miejsca przeszedł do sedna sprawy, pokazując żydowską opaskę na ramieniu – Ale glajch… Jeśli chodzi o faszyzm – ciągnął dalej
– całkowicie się z nimi zgadzam. Myśl, żeby ludzi trzymać w ryzach, jest absolutnie słuszna. Organizacja jest sprawą najważniejszą. Zgadzam się nawet z rasizmem. My, Żydzi, wiemy bardzo dobrze, że właśnie nas wybrał Wszechmogący, żeby dać nam Torę oraz zobowiązać do wypełniania micw353i przestrzegania przykazań… Ejn chadzasz tachat ha-szemesz – powiedział król Salomon354i nFührern niczego nowego nie wymyślił, zarówno w teorii, jak i w praktyce – dentysta Peiper oblał się potem. – Getto było i będzie za sto lat. Żydowski duch rozrasta się najlepiej w izolacji, podobnie jak drzewo, które zapuszcza głęboko korzenie, gdy brakuje mu miejsca, żeby rosnąć [98] w poprzek. [Peiper] z łatwością wpadał w zachwyt, gdy tylko udało mu się powiedzieć efektowne zdanie.
– Ale jedną wadę ma faszyzm, myli się co do nas, Żydów… Może wiecie, gdzie dostanę przydział na ubranie? – przerwał. – Nechemia, który sprzedał fabrykę…
Wolf i Estusia przyglądali mu się podejrzliwie. Jego małe pchytrep oczka nie wzbudzały w nikim najmniejszego zaufania.
* * *
Jokl, bałaguła z Pragi, zaraz po utworzeniu getta zamienił się na mieszkania z chrześcijaninem z tej samej ulicy, przy której pracował jako dorożkarz. Powóz i konia musiał oddać do dyspozycji władz. Zrobił więc sobie rykszę na grubych oponach i wyciągał zarobek własnymi nogami. Lecz rykszę również mu zarekwirowano… Właśnie żona urodziła mu dziecko. Jokl sprosił „stare” towarzystwo, żeby opić tę okazję. Żona Jokla w młodości była ekspedientką w zamożnej firmie, opowiadała swoim gościom o wielkich sukcesach swojego szefa, jego olbrzymim bankructwie i różnych machinacjach, o domu na ulicy a[…]a, który kupił przed wojną za cały milion.
– Trefni przeżyją wojnę, nie my… My powyzdychamy jak konie – Jokl głosił
ponure proroctwa. – Nasi bracia i siostry będą leżeć na ulicach jak rozjechane koty. Nikt nie będzie wiedział, gdzie spoczną ich szczątki.
Ktoś pozwolił sobie wejść mu w słowo:
– „Gmina” i „ludzie Gminy”. I zaczęło się.
– Kim są ci z Gminy? Nachalnicy355, burżuje, siedzące na posadach, nażarte wieprze356. Kto przydzielił im te posady, mianował na komendantów dzielnicy? To są kupione posady! Za kradzione pieniądze…