strona 446 z 920

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 446


404 Rozdział 4. Proza [72]

Pani Bronce sprawiało wielką przykrość, gdy musiała rozdzielać między swoje dzieci kromki chleba z marmoladą albo z topionym serem, których nie mogła posmarować masłem. Cierpiała z tego powodu bardzo. Głód nie dał się we znaki jej rodzinie z tego prostego powodu, że wyprzedała się niemal ze wszystkiego, pozostawiając sobie kilka sukienek, dwie koszule na przebranie, a całą resztę, aż do ostatniej poszewki, wyniosła do sprzedania na „Wołówkę”. Wkrótce też mogła wymienić pieniądze na chleb dla dzieci. O siebie samą nie troszczyła się prawie w ogóle. Szczypała się tylko w policzki, aby miały one należyty kolor. Zawsze znajdowała wymówkę, zawsze twierdziła, że właśnie przed chwilą jadła.

Najgorsze było to, że bardzo cierpiała, bo u dzieci jej sąsiadów, to jest dzieci, które codziennie przychodziły do niej do domu i bawiły się z jej własnymi dziećmi, była bieda i głód. Mała Sorele uśmiechała się do niej, do pani Bronki tak, jakby uśmiechem chciała usprawiedliwić swój głód i zły wygląd… Wszyscy wiedzieli, że w domu Sorele głodują. Jej rodzice należeli do inteligencji, która żyła z ubogich pensji otrzymywanych od Gminy. Z takiej zapomogi przeznaczonej na cały miesiąc nie dawali rady utrzymać się dłużej niż tydzień, dwa. Gdyby choć pensję wypłacano im regularnie – lecz na dodatek musieli całymi miesiącami czekać, aż w ratach wypłacą im małe sumy.

W tej sytuacji nie było dziwne, że Sorele tak źle wyglądała, była bardzo słaba fizycznie, a jej blada twarzyczka przezroczysta. [20] W jej niebieskich oczętach odbijał się smutny uśmiech, który mógł tylko wywoływać litość dla tego dziecka.

Nie było dla nikogo tajemnicą, że są dni, kiedy w domu Sorele panuje całkowity głód. Głodują wszyscy albo przeżywają dzień o talerzu wodnistej zupy, którą gotuje matka, aby oszukać dziecięce brzuchy… I mimo wszystko Sorele, jej braciszek i starsza siostra, lat czternaście, ani razu nie zdradzili się nawet słowem, że są głodni, tak bardzo wszczepiona została im inteligencka etyka, która mówiła, że można głodować, ale nie można tego nikomu okazać. Zawsze, gdy proponowano jej coś do jedzenia, odpowiadała, że nie jest głodna albo że wkrótce idzie do domu na obiad lub na kolację. Za każdym razem, gdy pani Bronka próbowała namówić ją, aby zjadła razem z jej dziećmi, zawsze znajdowała wymówkę, że nie może, że właśnie jadła, ciągle uśmiechając się przy tym. Jej niebieskie oczęta zdawały się prosić: „Nie męcz mnie i nie zapraszaj na jedzenie, nie mogę przecież tego zaproszenia przyjąć”.

Pani Bronka zrozumiała, co dziewczynce leży na duszy. Jej serce wtedy jakby mocniej zabiło z bólu i współczucia dla tego dziecka. Więcej już jej nie zapraszała i być może w głębi duszy zadowolona była z tego, że ta odrobina jedzenia przeznaczona zostanie tylko dla jej dzieci… Nie mogła jednak znieść obecności dzieci sąsiadów w czasie posiłków. Widziała przecież jak łakomie patrzą, gdy jej Chanele424zjadała kawałek chleba. Ciągle prosiła swoje dzieci, aby nie zabierały ze sobą nikogo, gdy idą coś zjeść. Ale dzieci są tylko dziećmi i stale o tym zapominały. Dlatego pani Bronka nie miała innego wyjścia: mimo iż z tego powodu bardzo cierpiała, dawała jeść tylko swoim dzieciom, nawet gdy byli przy tym ich przyjaciele z głodujących domów. Ostatnimi czasy jednak ceny chleba, kartofli i wszelkiego rodzaju zbóż tak wzrosły, że nawet najmniejsza ilość tych produktów stała się luksusem, a dla pani Bronki rozpoczął się okres nowych zmartwień.