strona 449 z 920

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 449


Rozdział 4. Proza [72] 407

Samochód się zatrzymał. Zanim jeszcze człowiek ten upadł, przyglądało mu się dwóch umundurowanych mężczyzn. Byli pewni, że jest pijany, że upił się wódką i teraz wala się w rynsztoku…

– Co się stało temu człowiekowi? – jeden z nich zapytał zebranych ludzi.

– Śmierć głodowa! – odpowiedziała mu kobieta ze złością w głosie.

– Głód? – w głosie wojskowego wyczuć można było strach.

Wojskowi rozejrzeli się po ludziach, popatrzyli przestraszeni to na jedną, to na drugą twarz, i po chwili w ich oczach pojawił się wielki strach, przerażenie… Na bladych policzkach, na wystających z ludzkich twarzy kościach i na ich żółtej skórze, w błyszczących oczach łapczywie poszukujących jedzenia zauważyli tę samą śmierć, którą widzieli właśnie przed sobą, wijącą się w konwulsjach…

Zęby wojskowych zazgrzytały, obleciał ich strach przed śmiercią, która wkradła się jeszcze za życia między gasnących, nieszczęśliwych Żydów.

Trójka z korbą w samochodzie pojawiła się jak piorun z jasnego nieba. Motor w samochodzie zapalił za pierwszym razem i wojskowi uciekli, jakby gonił ich ten strach, który poczuli na widok człowieka umierającego z głodu w ich sąsiedztwie.

Słońce, któremu na chwilę udało się wydostać zza chmur, aby rzucić okiem na zbrodniczy świat, chciało swoim promienistym uśmiechem dać nadzieję ludzkim istotom. Ono jednak też wystraszyło się leżącego w konwulsjach i umierającego człowieka, i w panice uciekło…

Tylko chmury goniły się w dzikim galopie po zachmurzonym niebie i przelewały swoje słone, gorzkie łzy nad złym losem ludzkich istot…

* * *

Chudy mężczyzna, od paru tygodni nieogolony, ze śladami po dziwnej, wycieńczającej chorobie na twarzy, oczy miał chciwe i pożądliwe, [na sobie] podarty płaszcz, był na wpół bosy i bez czapki – czekał aż mała, trzynastoletnia dziewczynka zakończy długie targi i kupi ćwiartkę ziemistego, wojennego chleba, [by następnie] łapczywie wyrwać go jej z rąk… W ciągu jednej chwili wepchał sobie do ust cały kawał. Dziewczyna oszalała. Orała jego twarz paznokciami, jakby chciała każdy kęs wydrapać mu z buzi…

[25] Otoczyli ich ludzie. Pewien mężczyzna zawzięcie kopał tego, który wyrwał chleb biednej dziewczynie. Inna kobieta krzyczała, że nie wolno bić głodującego i wkrótce oboje, dziewczynę od ćwiartki chleba i złodzieja, który wyrwał jej chleb, otoczyli ludzie, z gniewem i wściekłością nawzajem wyzywając się i bijąc, bo każdy trzymał inną stronę.

Nagle krzyk kobiety i płacz małego dziecka przerwały ten harmider.

Strony przestały się kłócić, zostawiły złodzieja samego sobie z chlebem w poobijanej buzi, a dziewczynie pozwoliły zabrać to, co pozostało po ćwiartce jej chleba.

Matka w podartym ubraniu biła dziewięcioletnie dziecko. Oboje wyglądali biednie i nędznie. Matka płakała rzewnymi łzami, biła dziecko i jednocześnie przeklinała, złorzecząc całemu światu.

– Obyś spłonął! Oby spotkał cię wielki głód! Oby robaki tobie i twojemu ojcu zagnieździły się w jelitach! Obyś popadł w niepamięć na tak długo, jak duży jesteś! Oby zły ogień strawił twoje bebechy!…