Rozdział 4. Proza [72] 409
* * *
Tramwaj jechał ulicą Leszno. Panował w nim okropny tłok. Na jego szczycie widniał znak hańby, oznaka, która narzucona została ludowi Izraela jako symbol przynależności do jednego narodu.
Nagle kilku rozweselonych wojskowych podeszło, stanęło [27] w poprzek ulicy na szynach tramwajowych i dało znak motorniczemu, aby zatrzymał tramwaj.
– Żydzi wysiadać! – wesołe młode towarzystwo śpiewnie zawołało w drzwiach tramwaju.
Kije i ich gołe ręce szybko pomogły wszystkim wyskoczyć z tramwaju. Tym razem nie łapali nikogo na roboty, nie zabrali do przymusowej pracy, ale przepędzili pasażerów i rozpędzili na wszystkie strony…
Sami zaś wsiedli do pustego tramwaju, szeptem ustalili coś z motorniczym, który ich w ogóle nie rozumiał, ale wziął od nich kilka złotych na wódkę i odjechali tam, gdzie pokazywali mu palcem…
Wesołe towarzystwo zaczęło śpiewać. Żydzi stali na ulicy i patrzyli, czekali ze strachem w oczach, co wydarzy się dalej, ale dalszego ciągu nie było…
Tylko jeden gruby jegomość o rumianych policzkach i siwych wąsach ostro wywiniętych w górę, o brwiach i oczach, które złośliwie szydziły z otoczenia – wyznawca Chrystusa Zbawiciela – przez chwilę patrzył swoimi tłuściutkimi oczkami na ludzi wkoło i nagle roześmiał się głośno…
Jednak zanim jeszcze śmiech wydobył się mu z gardła, dziwny strach zmusił jego oczy, aby zakryły się wstydem, a nogi przegnały go stamtąd w panice…
I także słońce, które zdziwione przysłuchiwało się ludzkiemu śmiechowi i chciało, pełne entuzjazmu, posłać światu wraz ze swoimi promienistym blaskiem radosną wiadomość, ze strachem i lękiem wsunęło się za chmury i szybko za nimi zniknęło…
* * *
Za murem po tamtej stronie getta aryjski strażnik430zatrzymał dwoje żydowskich dzieci. Targował się z nimi dość długo, próbował po dobroci i biciem wymusić na nich kilka złotych wykupnego i za żadne skarby nie mógł tego zrobić, bo dzieci nie miały przy sobie ani grosza…
Nagle w pobliżu muru ukazał się motor z dwoma żandarmami. Obaj szybko z niego zsiedli, podeszli do strażnika i zapytali, dlaczego zatrzymał tych dwoje biednych dzieci.
Gdy strażnik wyjaśnił, że Żydzi przyszli tu, aby przeszmuglować towary do getta, mundurowi przyjaźnie uszczypnęli dzieci w blade policzki i kazali szybko z powrotem przejść przez mur.
[28] Ostatkiem sił, ale zwinnie, bardzo zwinnie, ich chudziutkie nóżki i rączki złapały się gładkich cegieł muru, ręce przy tym bardzo krwawiły, palce zrobiły się całe czerwone, aż dzieci wspięły się na wierzchołek muru.
Dudniące echo wystrzałów odbiło się głośno w próżni. Dwa młode ciałka żydowskich dzieci spadły na tamtą stronę muru i zalały świętą ziemię czerwienią krwi.