strona 454 z 920

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 454


412 Rozdział 4. Proza [72]

domowe. Horrendalne zarobki miały, jak się zdaje, zły wpływ na tego syna biednego krawca. Z czasem stał się bardzo pazerny na pieniądze. Możliwe, że ciągłe targowanie się z biednymi pacjentami – matkami, które za ostatnie grosze chciały ratować swoje chore dzieci – obudziło w nim żądzę pieniędzy i z dobrego chłopaka, który nigdy nikomu nie żałował pieniędzy, stał się groszorobem – „sknerą”434– jak wołano na niego podczas [x]435 targów z nim…

Jego bliscy wiedzieli, że Szlojme stał się skąpy nie po prostu z powodu chciwości, bo dla dobra swojego brata zawsze gotów był ponieść dodatkowe koszty. Zauważyli jednak, że skąpstwo to wzięło się u niego z chwilą, gdy ożenił się z piękną Chaną i właśnie w ten sposób chciał jej uchylić nieba…

Piękna Chana bardzo kochała Szlojme Felczera. On także traktował ją jak księżniczkę. Gdyby mógł to i ptasiego dałby jej mleczka. Każdy grosz, który zarobił, bo odkładał sobie tylko niewielką sumkę na papierosy, wciskał jej do ręki i długo ją namawiał, aby kupiła sobie [31] za te pieniądze jakąś ładną rzecz do ubrania albo jakieś łakocie do jedzenia. Później doszło nawet do tego, że Szlojme Goj, wielki niegdyś amator dobrego alkoholu, przestał pić, a nawet palić… Wszystko, co miał, oddawał jej. Był szczęśliwy, że zarabia tak dużo i starał się wyciskać od swoich pacjentów jeszcze większe sumy, aby wszystko móc zanieść swojej Chanie i chwalić się przed nią „złotymi rękami, które posiada”…

Ale i ona kochała go taką samą gorącą miłością. Niewielką część tego, co jej dawał, wydawała na utrzymanie siebie, jego i dwójki ich dzieci. Pozostałe pieniądze długo odkładała i składała w pliki, aż pewnego razu zamknęła drzwi na wszystkie zamki, zaryglowała porządnie, zaciągnęła zasłony i zaczęła przenosić jeden plik po drugim…

Szlojme Felczerowi aż zrobiło się ciemno przed oczami… Otworzył je i z niedowierzania kilka razy zamknął, buzia rozdziawiła mu się na kilka centymetrów, aż widać było wszystkie czyściutkie zęby, nozdrza rozdęły się jak u konia po szybkim galopie, a zazwyczaj w połowie przymrużone oczy patrzyły na żonę [szeroko otwarte] i nie wiedział, co z nią i z nim się dzieje…

Z ogromnej radości spowodowanej nowym dowodem jej miłości, jak sobie to wytłumaczył, aż się rozpłakał – pierwszy raz w swoim życiu, więcej niż pół nocy liczył z nią pieniądze i snuł plany, jak by je jeszcze pomnożyć…

Nie zdołał jednak dać jej gwiazdki z nieba ani wybudować pałacu. Dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę, kształcił, chciał zrobić z nich lekarzy i już teraz przelewał na nie wszystkie swoje rodzicielskie ambicje…

Tak właśnie mijało im życie: w radości, zadowoleniu, w obopólnym oddaniu i miłości. Wszyscy znajomi im zazdrościli, bardziej ich szczęśliwego współżycia niż jego dobrze płatnej posady.

Nawet w późniejszych latach, gdy Szlojme Goj dobiegł sześćdziesiątki, jego długie wąsy już posiwiały i skóra na dokładnie ogolonej twarzy stała się jeszcze czerwieńsza i bardziej wysuszona, traktował ją tak samo serdecznie i z największą miłością, jak przed trzydziestoma laty.