Rozdział 4. Proza [72] 431
kości, okruchów chleba, kawałów papieru, ołówków – i tego wszystkiego, co w ciągu ostatnich tygodni zginęło z pokojów – nawet tego nie dostrzegała. Odczuwała tylko dziwny wstyd, wstyd jej było przed tym wychudzonym stworzątkiem, które nie wygląda i być może nie jest istotą ludzką, które jest takie nieszczęsne i nędzne, że musi samo sobie budować dom, tak jak pies, kot albo jak wrona, tam na drzewie…
Łagodnie pogłaskała go po głowie, przejechała ręką po jego otwartych czarnych oczach i cicho wyszeptała:
– Wrona, zarygluj swój dom!…
Od tej chwili w internacie rozpoczęło się istne piekło. Rzeczy poczęły ginąć kilka razy dziennie. Najwięcej rzeczy i najczęściej ginęły te z pokoju nauczycielki Hanki… Gdy tylko kupiła za swoje własne pieniądze bułkę, kawałek kiełbasy albo masło dla swojego trzyletniego dziecka, zaraz Broner wyniuchiwał je swoim psim węchem i zaraz połowa tego znikała z jej pokoju.
Mogła zamykać drzwi, mogła ukrywać paczki z jedzeniem, chować w najdalszych kątach albo położyć je wysoko na szafie – dla Bronera nie było żadnej kryjówki. Wszędzie znalazł, przez wszystkie dziury potrafił się przecisnąć i do wszystkiego się dostać… Pewnego razu dziecko nauczycielki Hanki zachorowało. Lekarz nakazał wypić mu
kilka surowych jaj, aby gardło się wyleczyło. Tak też uczyniła, kupiła kilka jaj i położyła je w swoim pokoju. Gdy wróciła po kilku minutach, nie było po nich nawet śladu… Nauczycielka bardzo się wówczas zdenerwowała. Ostatnie pieniądze wydała, aby ratować dziecko, a tu takie nieszczęście. Gdyby chociaż zabrał jedno jajko, dwa – nie, całe osiem jaj zabrał…
Jej zdenerwowanie było tak duże, że tym razem [59] nie mogła się już dłużej powstrzymać, wybiegła, kręciła się po sali, wkrótce znalazła, złapała za rękę i zaczęła łajać rozpaczliwym głosem:
– Wrona, gdzie są jajka? Masz mi powiedzieć, co z nimi zrobiłeś? W tej chwili! Jak nie powiesz, to dostaniesz! Słyszysz?
– Jeśli chcesz sobie robić dom, możesz, ale mojego domu masz nie niszczyć! Słyszysz? Wrona! Oddaj mi natychmiast jajka!…
Czy jej ostatnie słowa tak na niego podziałały, czy jej głos, który pierwszy raz brzmiał tak boleśnie i po raz pierwszy także przemawiała do niego tak karcącym tonem. Broner pomachał swoimi rękami tak jak trzepoczą wrony swoimi czarnymi skrzydłami:
– Ja nie zabrałem, ja nic nie wiem, nie ja! – i zaraz podszedł do pobliskiego pieca, otworzył szybko drzwiczki, popatrzył do środka, pokiwał z żalu głową i powiedział jakby do siebie:
– Tu nie ma!…
I tak chodził od jednej kryjówki do drugiej, aż je znalazł… Podał wówczas jej jajka i mówił dalej jakby do siebie:
– Wiedziałem, jak człowiek szuka, to i znajduje!…
Nauczycielka nie wiedziała, co z nim zrobić. Każde słowo skierowane do niego było daremne. Nie robiło na nim żadnego wrażenia, a ona nie mogła przecież wiedzieć, co dzieje się w jego sercu i co on sobie myśli wówczas, gdy ona do niego przemawia.
Znów każdego dnia ginęły różne rzeczy. Zarządczyni znów się skarżyła, że będzie musiała usunąć go z internatu, wyrzucić na ulicę. Aż nauczycielce Hance przyszedł do głowy nowy pomysł.