432 Rozdział 4. Proza [72]
Gdy tylko z jej pokoju zginęła łyżeczka podeszła z miłą miną do niego i uprzejmie poprosiła:
– Wrona, może masz u siebie w domu łyżeczkę? Pożycz mi proszę!…
Za pierwszym razem Broner wybałuszył na nią wystraszone, zdziwione oczy, ale wkrótce zrozumiał jej grę, wyrwał się, nic jej nie odpowiedziawszy, i gdzieś zniknął.
Po kilku minutach wrócił z tą samą łyżeczką z jej pokoju… Pożyczył ją jej…
I dalej potoczyło się jak w koło Macieju: zawsze, gdy coś ginęło, nauczycielka
Hanka „pożyczała” od Bronera z jego „domu” ukradziony przedmiot.
Długo to jednak nie trwało. Zamiast w ciągu dnia szukać łupów do swojego [60] domu, aby można było mu je od razu zabrać, teraz już wykradał się w nocy ze swojej sypialni. W tym celu zapatrzył się zawczasu w dwie klamki od drzwi wyjściowych, aby być pewnym, że drzwi po jego wyjściu nie zostaną zatrzaśnięte i w samym środku nocy biegał po kuchni i po innych izbach w poszukiwaniu rzeczy do swojego domu… Wiele razy nauczycielka Hanka budziła się w środku nocy. Wydawało jej się, że ktoś właśnie trzasnął drzwiami. I rzeczywiście Broner siedział na ziemi, bez cienia strachu patrzył na nauczycielkę swoimi świecącymi oczami.
Innym razem obudziła się kucharka. Usłyszała, jak ktoś zrzuca coś z kuchennych szafek. Zrobiła harmider na cały internat, nagie i bose stworzątko wybiegło do błotnistego ogrodu. Żadne krzyki, żadne nawoływania nie zdołały istotki tej sprowadzić z powrotem do środka.
Gdy wszyscy byli już w swoich pokojach i gdy nauczycielka zajrzała później do sypialni, Broner leżał już w łóżku. Jego czarne oczy były wiecznie otwarte i swoim blaskiem wyrażały wszystkie jego życzenia:
– Co ty wyrabiasz, Wrona? Nie zimno ci?…
Broner drżał z zimna, zimny dreszcz przeszył całe jego wychudzone ciało. Ale odpowiedział cichym głosem, warcząc jak pies:
– Nie, nie jest mi zimno!…
I tak już działo się cały czas. W dzień Broner stał przy oknie, żył życiem wron, patrzył na ich skrzydła, na ich gniazda i w tym czasie być może sam stawał się taką wroną z wyciągniętym, spiczastym dziobem na twarzy, swoimi czarnymi oczami i swoim chudym ciałem, które z łatwością unosiłoby się w powietrzu.
Tylko w nocy, gdy wszyscy spali, szukał swoich łupów i dostarczał do swojego domu wszelkie dobra…
I gdy kierowniczka nie mogła już dłużej wytrzymać i z rozpaczy zapytała nauczycielkę Hankę, co ma z tym dzieckiem zrobić, jaką ma dla niej radę, aby sprowadzić go z jego szaleńczej drogi, nauczycielka zamyśliła się długo i cicho wyszeptała z przejęciem w głosie:
– Dać mu prawdziwy dom, może wówczas nie będzie musiał sam go sobie budować!…
2. maj 1941
[tłum. z j. żyd. Agata Kondrat]