strona 509 z 920

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 509


Rozdział 4. Proza [79] 467

działaczy społecznych. Lecz nie tych działaczy, którzy całymi dniami biegają, szukają środków, jakiekolwiek by one nie były, mogących złagodzić biedę choćby małej grupy głodujących, gołych i bosych żydowskich mas ludowych, zaspokoić głód głodujących, spuchniętych żydowskich dzieci; nie ci działacze, którzy codziennie godzinami przesiadują w kuchniach ludowych i pilnują, aby nikt nic nie ukradł, aby zupa była pożywna i wystarczyło jej dla wszystkich głodujących i potrzebujących. Ci właśnie wspomniani działacze wypełniają należycie obowiązek, który na siebie wzięli. Nową chorobą zaś, która nazywa się „posiedzenia”, zarażone zostały nasze „szczyty”, tj. [x] te właśnie osobistości, które na początku wojny były założycielami instytucji wówczas nazwanej „Żydowska Samopomoc”; osobistości, które na początku wojny same biegały, zbierały pieniądze, żywność i robiły wszystko, aby w jakikolwiek sposób ulżyć w biedzie głodującym ludziom. Wówczas jeszcze poświęcali wszystko dla instytucji, która dziś nazywa się „ŻTOS”.

Te oto osobistości, filary instytucji [pomocowych], dziś, gdy bieda powiększyła się o tysiąckroć, gdy ciała setek zmarłych z głodu walają się po ulicach – właśnie teraz zachorowały na chorobę, która polega na „siedzeniu”, broń Boże nie na leżeniu. Całe dnie spędzają na posiedzeniach. Każdy z nich od samego rana, gdy tylko wstanie z łóżka, zanim jeszcze przemyje oczy, chwyta szybko swój notatnik i sprawdza, ile posiedzeń ma danego dnia. Notatnika zaś strzeże jak niegdyś fanatyczny Żyd swojego amuletu, aby, nie daj Boże, nigdzie się nie zgubił, bo mogłoby, nie daj Boże, stać się nieszczęście i zapomniałby, w jakim porządku odbywać się będą dzisiejszego dnia posiedzenia. Choroba przyjmuje z każdym dniem coraz poważniejszy charakter. „Szczyty” zapomniały już nawet, po co tak przesiadują. Posiedzenia stały się świętością samą w sobie, prawdziwą ideą samą w sobie. Faktem jest, że setki potrzebujących przesiadują albo, trafniej powiedziawszy, „przestają”, dzień w dzień, godzinami pod drzwiami i czekają na jakąkolwiek pomoc bądź po prostu na słowo pocieszenia od któregoś z działaczy. Bywa, że stoją tak długo, aż mdleją (przypadków takich było już bardzo wiele) – to obchodzi ich, te oto nasze „szczyty”, bardzo mało!

– Posiedzenie – krzyczy jeden ważniak – nie można wchodzić. Niech Pan przyjdzie za kilka godzin!

Potrzebujący przywlókł się po kilku godzinach, pewny, że teraz już dostanie się do któregoś z działaczy.

– Nie – krzyczy ten sam ważniak – teraz jest posiedzenie prezydium.

– Muszę do dr. Ring[elbluma].

– Doktor jest teraz na posiedzeniu – odpowiada ważniak. – Nie doczeka się pan, niech pan przyjdzie jutro rano.

– W takim razie proszę mnie wpuścić do pana L[indera] albo R.491.

– Niech pan się nie wygłupia, mój drogi D.492 – odpowiada ważny. – Oni są na ważnym posiedzeniu administracji i nie można teraz do nich wejść.

– Mam poczekać? – pyta interesant.

– Daremne pańskie czekanie, posiedzenie potrwa jeszcze dobre trzy godziny – odpowiada ważny.