Rozdział 4. Proza [80] 477
i piękna. Jak drabina Jakuba naszego ojca, która stoi na ziemi, a koniec jej sięga nieba, tak cały naród dążył do najwyższego niebiańskiego poziomu, bardzo go pragnie. Przy wschodzie słońca i zachodzie słońca, i w połowie nocy, wschodzi w szepcie i pomruku ból narodu, i pragnienie niebiańskiego piękna i ziemskiej sprawiedliwości. Jego król i jego ukochany jest w niebie, jego ojczyzna, jego Jerozolima są niebiańskie. Jak człowiek, którego ręce są związane i nogi spętane [14] i aa[…]aa hamują i jego plany życiowe zakłócone – wraca on zawstydzony ze swoim cierpieniem do siebie, do wspomnień ze swego dzieciństwa, do delikatnych rąk matki – i odżywa w tym śnie. I we śnie ten więziony człowiek może być sobą, ten oto w życiu znienawidzony człowiek ogrzewa się miłością. I ten oto ciemiężony, zastraszony człowiek znajduje we śnie cichą nadzieję. Odchodzi z życia w sen. „Wariat”, „marzyciel”, „fantasta” – mówi otoczenie albo wręcz – „lekkoduch”. Ale on jest w swoich snach otoczony uwielbieniem, we śnie nie spoczywa nawet przez minutę ten budowniczy nowych światów i snów.
Na ścieżkach historii, które wyznaczane są przez stulecia, idzie naród, chwieje się, upada i znów się podnosi – jak w transie zapatrzony w swoje marzenie. Bez ziemi pod nogami i bez możliwości rządzenia własnym życiem, tworzy prawa dla świata, dla narodów i krajów, tworzy wzory idealnego porządku. Sam zaś jest ofiarą bezsilności i nieporządku, zjadany od środka przez niesprawiedliwość i wyzysk. Jest bezsilny w życiu i potężny we śnie. Żyje cały czas z nadzieją na słoneczne jutro, z nadzieją na życie pozagrobowe, które nadejdzie. Z jasnością, która znów kiedyś rozbłyśnie nad narodami i krajami. Im ciemniejsza jest rzeczywistość, tym jaśniejszy staje się jej sen. „Jeszcze nadejdą dni” – bez żadnego niepotrzebnego hasła. Jego oczy są ciągle skierowane w stronę horyzontu. Kupa kamieni pozostała po jego świątyni, a z jego modlitwy każdego dnia unosi się zapach ofiarnego kadzidła i śpiew Lewiatana. Rzeczywistość w jego śnie jest niezniszczalna. Nie zniszczy jej nawet najostrzejszy miecz.
A gdy wielka będzie ciemność wokół, opuści cierpiący naród ten zewnętrzny świat i wejdzie w siebie. Im ciemniej jest na zewnątrz, tym jaśniejsze są jego nieba, tym radośniejszy i wznioślejszy jest jego sen. W jego wyśnionym świecie pariasem narodów jest wybraniec. W śnie naród jest nienaruszalnie suwerenny.
[15] Czy to wchodzenie w siebie, introwertyzm w stronę jednostki aa[…]aa? Kto wie? Jeśli nie można być aktywnym w życiu, trzeba być we śnie. Przeżywa się tam wielkie radości i wielkie szczęścia. Sen o naszych rabinach [?] był dla nasz szczęściem. W śnie o narodzie wybranym, o jego wielkim zadaniu, jego wielkiej przeszłości i świetlistej przyszłości naród znalazł swoje powołanie i swoje pocieszenie, znów odzyskał swoją godność i zdolność do działania. Co za cud! Z pasywnego snu narodziła się zdolność do czynów. Sen stał się lekarstwem dla ran narodu. Azylem dla rezygnujących z życia i jednocześnie mostem do nowego życia. W śnie naród zbierał potencjał do nowego życia. Skumulowane siły prowadzą od snu do nowej rzeczywistości. Zebrały się soki i siły w starym drzewie, aby wytrysnąć nowym życiem w nowej zielonej koronie.
W wielkich epokach prześladowań przychodzących z zewnątrz ten introwertyczny sen rozwijał się i prowadził w jednym kierunki – ku rzeczywistości. Prorocy rzucali klątwy na szarą okrutną rzeczywistość, zaklinali ją, aby stała się ona tak serdeczna i wspaniała jak sen. Pojawili się Mesjasze, którzy chcieli odnaleźć drogę ze snu do rzeczywistości i w głupi sposób ponieśli klęskę, przekraczając Rubikon ze snu do rzeczywistości. Cadycy i nauczyciele szukali środków, jak upiększyć i gloryfikować sen. Także