Rozdział 4. Proza [81] 493
niewolnicy w Kanaanie. Czy napisałeś dziesięć przykazań dla robactwa? Rozdeptujemy jeden drugiego, wynosimy się z arogancją jeden ponad drugiego, zamykamy na klucz spichlerze, aby nie daj Boże nie korzystali z nich głodni. Zapomnieliśmy o przykazaniu pomocy bliskim. Nie docierają do naszych umysłów nakazy, które zostały napisane dla ludzi stworzonych na podobieństwo Boga. My jesteśmy ludźmi-robactwem. Czy można nas sądzić za nieprzestrzeganie nakazów stworzonych dla ludzi-bogów? Nad naszymi murami i ścianami unosi się waga i jej szale: życie czy śmierć? Szale wagi kołyszą się jak w czasie burzy – kołyszą się i nagle przestają.
dI. Ber.d530
[6]
Kidusz ha-Szem
Żydzi kryjący się w średniowiecznych zamkach, będący pod ochroną biskupów i książąt, w wielkim napięciu oczekiwali śmierci z rąk nadciągających krzyżowców i rozhukanego plebsu. Żydzi zabarykadowani w synagogach. Starcy, kobiety i dzieci. Żydowski naród w wybuchu najwyższej miłości, która silniejsza jest niż rozpacz, tuli się do zimnych parochetów i zwojów Tory. Naród opancerzony bez broni pod ochronnym płaszczem ducha. Naród zdeterminowany w postanowieniu złożenia z siebie ofiary, największej ze wszystkich ofiar. Naród, który pada na kolana w ostatniej modlitwie kierowanej do Boga, który ukazuje się w ludzkiej wielkości. Żydowski naród, który idzie na szafot tanecznym krokiem z uduchowionym alleluja na ustach.
Ludzie, zwraca się do Was wiele pokoleń waszych wnuków, dzieci żydowskiej cierpiącej rzeczywistości. Zwracają się do was i pozdrawiają was i przesyłają echo własnych cierpień. Wielki naród spowity milczeniem jak pośmiertną szatą, która pochłania cierpienie. Naród, który tkwi w niewiedzy, który zapomniał o przeszłości, a swojej przyszłości jeszcze nie przeczuwa i w swej krótkowzroczności nie może spojrzeć ponad mgły tego świata. Naród mroku stoi pod ołowianym niebem i tęskni, i śni nierealny sen o swojej wielkości. Marzy o swojej wielkości, o wielkości minionych żydowskich pokoleń. Tli się nasz wieczny wróg, tli się stale, gaśnie i znów zaczyna się tlić. Ale nie może już zapłonąć, nie oślepia i nie oświetla naszych dróg. Nasz wróg miał przecież stać się pochodnią, wstrząsnąć nami swym okropnym okrucieństwem, ozdobić nas pięknem i przemienić w żywy stos, na naszych niebach podpalić słońce światłem dni początku.
W waszym przypadku, minione pokolenia, było inaczej: twarze mieliście zamyślone, pomarszczone, cierpiące z powodu ostatecznej decyzji. Była to odpowiedź na szczodrą propozycję wroga, która miała swój początek w dalekiej przeszłości. Twarze kobiet i mężczyzn zawzięte. Chcą pozostać wierni własnemu losowi, własnej prawdzie i własnej tragedii. W waszym kierunku zwraca się wzrok zawstydzonego pokolenia. Pokolenia, które zachowało swoją twarz i drży z bólu całe jego ciało. Zazdrościmy wam, minione pokolenia, bo złożyliście w ofierze życie z własnej woli. Zazdrościmy wam, zazdrościmy waszej wielkości,