502 Rozdział 4. Proza [82]
niewidomy. Kosteczki kręgosłupa delikatne. Od wielu dni nie dostał ani jednej kropli mleka, ani jednej łyżeczki565kaszy. Dlaczego wszyscy mnie nękają?
– A dlaczego on szcza do siennika przez cały dzień na okrągło? – były ogrodnik566 nie mógł się dłużej powstrzymać.
I pani Kraszewicz płacze gorzkimi łzami. Opłakuje swoje 28-letnie zmarnowane życie, swojego męża, który został zabrany i nie wrócił, opłakuje swoje suchotnicze płuca, które wypluwa [po kawałku]…
[6] Do rodziny Kraszewicz należą cztery osoby: matka, maleńki Herszele, trzyletnia córeczka Fejgele i 70-letnia teściowa.
Dziewięć rodzin znajdujących się w punkcie głoduje tak samo. Tych dwadzieścia osiem osób gryzie się z byle powodu i bez powodu, żre się między sobą na śmierć i życie.
* * *
Pusto jest dzisiaj w punkcie.
Szewc G., ojciec sześciorga dzieci, i T.567po jednej z nocnych łapanek dla kilku „judaszowych srebrników” zostali zawleczeni przez żydowską policję do obozu pracy. Nie ma już kołyski Herszele, pożegnał się z tym światem. Krawiec L.568z czwórką chorych dzieci opuścił synagogę, skromny dobytek schował w dziurawych połach ubrania, nie powiedział nawet „do widzenia”. Szedł jak na własny pogrzeb… A 50-letni Szejnman skorzystał z „błogosławieństwa” Ameryki569i w jednej tylko parze wielkich żółtych buciorów oraz w [jednej] bardzo pstrej koszuli wyruszył w szeroki świat – szukać szczęścia… Teściowa pani Kraszewicz już nie żyje. Odkąd umarła, handel rzodkiewkami i zgniłą cebulą przestał się opłacać.
Pani Kraszewicz znosi chorobę, zimno i głód… Dla córeczki, jej ostatniego dziecka, zabiega nieustannie o pomoc w komitecie domowym, prosi także sąsiadów.
Komitet domowy mówi, że musi najpierw zatroszczyć się o swoich ludzi. A kto ma pomagać Żydom z prowincji?
Przecież głodują ich ludzie, umierają obcy uchodźcy.
* * *
Dziś przyszła do pani Kraszewicz przesyłka z prewirup. Może odebrać przydział na obiad, oprócz tego przyznano jej prywatną kwaterę, która jakimś cudem się zwolniła. Jedzenie przysługuje jej z akcji zbiórkowej „Zupy i chleb” dla głodujących uchodźców.
W opustoszałym, ciemnym pomieszczeniu stoi zdezorientowany wysłannik prewirup i pyta o panią Kraszewicz. Wdowa G. nie odpowiada na żadne pytanie. Od trzech tygodni siedzi zgarbiona [x]570 na krześle. Postradała zmysły i niczego nie pamięta.