strona 554 z 920

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 554


512 Rozdział 4. Proza [83]

Kiedy poczuł, że cień śmierci zbliża się do niego szybkimi krokami, zwlókł się z pryczy i na drżących nogach zbiegł ze schodów, a potem biegł ulicami jak pozbawiony rozumu szaleniec, żeby uciec od swego przeznaczenia.

Kilka razy wpadał z impetem do C., znajomych z Aleksandrowa, by uszczknąć coś z obiadu dla przedłużenia agonii.

[13] Kiedy jednak po upływie kilku dni Kohn, choć zaproszony, nie odwiedził swoich przyjaciół, niektórzy domyślili się, że Abramek oddał swoją bonę (określenie dla śmierci w getcie warszawskim).

– Ileż to miłości ma człowiek dla dzieci – w ten sposób pan C. zaczął opowiadać o zmarłym. Otoczony setkami książek z własnej biblioteki, zamierzał powiesić się w czasie wypędzenia [z rodzinnej miejscowości], ale przeszkodził mu w tym znajomy chrześcijanin, przecinając sznur w ostatniej chwili. Pomógł potem [niedoszłemu] samobójcy zawinąć niezbędne rzeczy w paczkę i podwiózł go kawałek na swej furmance.

– Czy nie jest to wybrykiem natury, że tenże oto nieszczęśnik dopraszał się ostatnio o podtrzymanie go przy życiu? Wierzył w szczęśliwy koniec [wojny] i chciał go dożyć…

* * *

Przy okazji należy wspomnieć o przyjacielu, powieściopisarzu Icchaku Wajntraubie628. Nie skonał w punkcie, lecz zmarł z głodu w podobnych okolicznościach.

Pogrążony w ciężkiej agonii, wbił nagle wzrok w czuwających przy nim znajomych, zdumiony tym, co słyszy:

– Czy nie słyszycie tego wspaniałego śpiewu?

Ale ów śpiew słyszał tylko on sam i nikt inny. Również on zmarł, wierząc we „wspaniały koniec”, w szczęśliwą jutrzenkę, która opromieni udręczoną ludzkość…

* * *

[14] W podobnych okolicznościach zmarł hebrajski pisarz, towarzysz Wegenborski629. Na początku listopada 1939 został złapany razem z Żydami w Łomiankach (dziś Warszawa). Właśnie jechał do swojej matki do Nasielska630. Zapakowano go z innymi do zamkniętego auta, które całą noc wiozło ich w nieznanym kierunku. O poranku zobaczyli wieże [x]631wielkiego632, niemieckiego miasta. Auto zatrzymało się przy

ogrodzeniu z drutu kolczastego w pobliżu Königsbergu.

Pod otwartym, jesiennym niebem skazano tego człowieka [Wegenborskiego] na ziemską gehennę. Po trzech tygodniach „pracy” wrócił z zapadniętą piersią, po zawale serca. Pisał wiersze na hiobową nutę – a jednak chciał żyć.