strona 557 z 920

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 557


Rozdział 4. Proza [83] 515

wciągając chłopców do tej zabawy. [17] Moja córka również tańczyła. Głowę miała obwiązaną bandażem po „pożarze”653, przez który przeszła na ulicach Płońska… [Zawsze] strzegłam mojej córki, troszczyłam się o jej życie, a jeszcze bardziej o jej dobre imię. [x]654 zgrzane655 dziewczęta z potarganymi włosami, chwiejący się na nogach ze zmęczenia chłopcy – [tańczyli] na komendę krzepkich młodzieńców z długimi drągami… Nie da się tego opisać, bo nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić, co czuje [x]656 matka, nad której [x]657 córką tak się pastwią [x]658. Na szczęście… mojej córce w ostatniej chwili udało się umknąć tym katom…

Kobieta rozejrzała się dookoła. Obecność znajomych przeszkadzała jej mówić szczerze. Dodała już po cichu:

– Żydowscy chłopcy, zastraszeni bagnetami, zgwałcili swoje koleżanki, dziewczęta… Oni zmuszali ojca do stosunku z córką, brata z siostrą…

– To jest moje dziecko – moja rozmówczyni wskazała niewyraźną postać. – Jest chora, ciągle gorączkuje. Potrzebuje opieki… Chodzi po ulicy i żebrze…

– Ocaliłam jej dobre imię – zadźwięczało mi w uszach. – Po to, by przyprowadzić ją do najgorszego punktu warszawskiego getta, na pewną śmierć od choroby i głodu.

Nie dziwiłem się, że w punkcie nie widać starych ludzi – śmiertelność jest tu najwyższa. A jednak jeden z nich wszedł do celi. Był to wysoki i chudy mężczyzna. Na długich i sztywnych nogach, [18] z wysokim czołem wyglądał jak zasuszony „konik polny” w kolekcji owadów.

– Gadanie, gadanie, co można mieć z tego pustego gadania – zganił moją rozmówczynię. Dopiero teraz zauważyłem drugiego starca, który leżał skulony w kącie. Podniósł się. Niska i krępa postura upodobniała go do chrabąszcza. Jego wyschnięte ciało sunęło w moją stronę:

– Cukierka…

Wszyscy się uspokoili. Nie chciałem więcej pytać, na dziś już wystarczy.

Tego dnia czytaliśmy artykuł Goebbelsa659 w gazecie „nDas Reichn660: „Naszym największym wrogiem są Żydzi. Tylko oni ponoszą winę za tę wojnę. Żadnej ochrony, żadnych sentymentów dla żydowskiego narodu, on musi zostać wytępiony…”661.

– Nie wygrają tej wojny – powiedziała kobieta z Poznania przy pożegnaniu – jeśli gdzieś tli się jeszcze iskra sprawiedliwości, jeśli panuje na świecie zwykły rozsądek.

Wyszedłem. Długo prześladował mnie fetor tego domu. Żal mi było tych nieszczęśników, których życie gasło jak źdźbła tlące się na stercie śmieci.