Rozdział 1. Organizacja, instytucje, warunki bytowe [2] 15
ryb z portfelami wypchanymi pieniędzmi. Któż miałby o nich myśleć, troszczyć się? Któż myślałby i troszczyłby się o punkty dla uchodźców, azyle i internaty, przepełnione ludźmi wypędzonymi z prowincji. Żydowska Samopomoc [Społeczna] przy swoich mizernych zasobach pieniężnych nie jest w stanie rozwiązać tego problemu. Przy tak egoistycznym nastawieniu zamożnych komitetów domowych biedne komitety muszą same troszczyć się o swoich ubogich. Ponieważ głodnych nie nasyci się samą troską i dobrą wolną, ruszają oni na ulicę w poszukiwaniu kawałka chleba, a ich motywem przewodnim jest [wołanie]: „Zlitujcie się dzieci Izraela”, „Zrzućcie kawałek chleba”, „Umieram z głodu” – nieraz zastyga na sinych ustach tych, którzy swój łabędzi śpiew kończą, padając na chodnik. Wkrótce trupy zostaną zabrane. Przy kilkuset trupach, jakich dostarcza codziennie żydowska Warszawa, nie da się ich jednak tak szybko usunąć z ulicy, by nie psuły jej estetyki. Centralna Komisja Imprezowa rozpoczęła walkę z polityką „samopomocy” bogatych domów.
Podczas kontroli rachunków z imprez, znaleziono następujące „kwiatki”: na imprezę, która przyniosła 1500 zł dochodu brutto, wydano 1300 zł… Na co poszły pieniądze? Na wódkę oraz jedzenie, których nie sprzedawano, żeby mieć dodatkowe wpływy, lecz które poszły na „gratyfikacje” dla organizatorów, uczestników i innych. Był to bufet na własny użytek. Kto powinien pokryć koszty tego bufetu? Po to przecież sprzedaje się bilety, a naiwniacy, którzy wydają tych parę złotych na bilet, sądząc, że wspierają przy tym ubogich, w istocie swoimi pieniędzmi pomagają grupie nierobów urządzić całonocną orgię jedzenia i picia. Na innych znów imprezach nocnych zjawiali się osobnicy, którzy przyprowadzali zespoły młodzieżowe, składające się przeważnie z dzieci, w większości 13‒15-letnich dziewczynek. Trzymano te dzieci przez całą noc w niestosownej pijackiej atmosferze zepsucia. Zaspane, półnagie dziewczynki musiały zabawiać rozochocony tłum tańcem i „sztuczkami”, wysłuchując wulgarnych dowcipów oraz niewybrednych aluzji zdemoralizowanych gości. Dzieci robiły to w jednym jedynym celu: dobrze się najeść – marzenie dziesiątek tysięcy ludzi… Rodzice zaciskali zęby i pozwalali swoim dzieciom chodzić na takie nocne zabawy; przyświecała im jedna myśl: niech chociaż dzieci raz dobrze się najedzą. W domach, gdzie odbywały się imprezy, stały rozstawione stoły i każda grupa miała własny stolik zarezerwowany według zasobności „portfela”. Bufet – jak już wspomniano – zaopatrzony był we wszystko, co najlepsze: najdroższe wina, likiery, koniaki, szampany, sardynki, ryby, konserwy, najwspanialsze zakąski, indyczki, pieczone gęsi, kurczaki, kury, kompoty, owoce, itd. Patrząc na to wszystko, trudno było uwierzyć, że ludzie przeżywają teraz okropną wojnę. Na jednym stoliku samego jedzenia i picia było za 700 do 1000 zł, bez przesady! Takich stolików było 8‒10. A jak przyjemnie się jadło, kiedy do tego przygrywała mała, specjalnie dobrana orkiestra albo akordeonista pierwszej klasy – zazwyczaj właśnie akordeonista. Ponadto gości zabawiał także „ulubieniec publiczności” – artysta lub artystka – nastrojowymi piosenkami albo kupletami. Żal było patrzeć, jak artyści nadwyrężają swoje gardła, aby tylko zadowolić pijącą i zajadającą się publikę. Zadowoleni z siebie ludzie od czasu do czasu spoglądali na występujących, zazwyczaj jednak w najlepsze pałaszowali potrawy ze wzrokiem skierowanym na talerze i szklanki… Po smacznej kolacji goście zasiadali do kart i znów latały tysiące przy „fullach”78