strona 590 z 920

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 590


548 Rozdział 4. Proza [85]

objuczeni torbami, niczym włóczędzy [x]857. Biorą ze sobą żony i dzieci, liczą, że tam, w „szopach” ochronią, ustrzegą zarówno siebie, jak i swoje rodziny.

Ale hitlerowscy siepacze nie omijali też „szopów”.

Słono to kosztowało. Aby dostać się do „szopu” ludzie oddawali ostatnią koszulę. Biegli pracować dla Hitlera, sądząc, że w ten sposób uratują ciało [96] i duszę. Ani ciała, ani, rzecz jasna, duszy nie uratowali.

Niemieccy kaci nie potrzebowali aż tylu żydowskich robotników. Hitlerowskie psy gończe, dzięki poświęceniu żydowskich gestapowców, dokładnie wiedziały, ilu Żydów dostało się do „szopów” za opłatą [x].

Przyszedł czas i nagle napadli ten czy inny „szop” i wszystkie pozostałe. Zaczęła się nowa, krwawa rzeź.

Na miejscu hitlerowskie wilki zredukowały robotników. Od razu określili, ilu ludzi może zatrudniać dany „szop”. Z kilku tysięcy zostało kilkaset, z kilkuset – kilkadziesiąt. Resztę, w większości kobiety [97], dzieci, młodzież i starców otoczono, wymierzono w nich karabiny, strzelano harapami przez głowę (niemieccy bandyci biją tylko w głowę) i odprowadzono na plac śmierci.

Mężowie w jednej chwili zostali bez żon. Ojcowie bez dzieci. Dzieci bez ojców. Jeśli ktoś chciał pójść z żoną czy rodzicami – bandyci walili go bezlitośnie w głowę i w żadnym razie nie puszczali. Czemu? Jutro czy pojutrze i tak wpadnie w ich ręce.

Z „szopów” wyciągnięto dziesiątki tysięcy ludzi.

[98] gSetek tysięcy już nie mag [x]858.

Może więc teraz będzie dość? [x]859Czy bestia wciąż jeszcze nie jest syta? Czy nie dość już opiła się naszą krwią?

Mamy już 31 sierpnia, czterdziesty dzień rzezi [x]860. Jakiś taki cichy dzień. Ulice wymarłe, zalane słońcem [x]861; dziś nie strzelają. Nie prowadzą kolejnych partii ani nie wywozi się trupów. Czyżby zaraza się uspokoiła?

Gdzieniegdzie wychyla się jakaś głowa. Jakiś chłopak wychodzi z kryjówki i sprzedaje papierosy. Co za szczęście! [99] Jakiś znak życia. Dwieście tysięcy Żydów zostało już zgładzonych do dziś. Dwieście tysięcy męczenników. Ale ci, którzy zostali, którzy się uratowali, chcą dalej żyć.

Prawda, na ulicy trochę za cicho, za cicho to też niedobrze, ludzie boją się tej ciszy. Nie zapowiada nic dobrego. Morderca musi z pewnością planować nowy diabelski typ eksterminacji [x]862.

gI właśnie teraz chce się żyć. Broni się więc człowiek ze wszystkich sił i trzyma przy życiug [x]863. Właśnie teraz. Gdy śmierć towarzyszy każdemu twojemu krokowi, gdy leży z tobą na posłaniu, wchłania w siebie z każdym kęsem. [100] I powoli, bardzo powoli, jak lunatycy, wypełzamy z kryjówek, rozglądamy się dookoła, pytamy jeden